27.12.2018

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.”

Mark Twain

W drodze jestem permanentnie. Od kiedy pamiętam. W tej dosłownej i metaforycznej. Bardzo lubię ten stan mobilizacji, napięcia, rozmyślania o podróży, a potem pakowania najważniejszych rzeczy. I wyruszam w trasę. Czy to samochód, pociąg, autobus, tramwaj, czy samolot. Widok za oknem się zmienia i nieustannie mnie zachwyca. Tyle ciekawostek można wtedy dostrzec i na zewnątrz, i w sobie. Lubię ten stan „trasy”. Startujesz i wszystko zaczyna się układać. Z jednej strony wielu rzeczy nie możesz zrobić, z drugiej strony – możesz zrobić wszystko. Przechodząc w stan podróży, jesteś poza codziennością. Ale dzięki temu możesz się jej z boku przyjrzeć. Dystansujesz się od tego, co wykonujesz codziennie.

Droga ma w sobie coś magicznego. Uwalnia, daje przestrzeń na poukładanie starych spraw na nowo. Daje przestrzeń na nowe doświadczenia. W podróży najważniejsi są ludzie, których spotykamy.

Podróż (z łaciny zwana peregrynacją, z francuskiego wojażem) to zmiana miejsca pobytu na odległe[1]. Osoba podróżująca pieszo nazywana jest wędrowcem, podróżujący środkiem komunikacji to podróżny lub wojażer. W odróżnieniu od nomadów – koczowników, członków grupy ludzi nieposiadającej stałego miejsca zamieszkania, podróżnym był od zarania dziejów przedstawiciel cywilizacji osadniczej. Zatem wyruszasz w podróż ze swojego „oswojonego” miejsca pobytu do „nowego”. Wyjeżdżając i doświadczając życia innych ludzi, widzisz więcej i widzisz wyraźniej.

Podróże odbywano od dawna, początkowo dla praktycznego celu: nauki, handlu, polityki (poselstwa). Podróżowano również do miejsc kultu religijnego. Dziś cele są różnorakie, coraz częściej podróżujemy dla własnej przyjemności i własnego rozwoju. To cenne, wzbogaca nasze wnętrze, bo okazuje się, że ten nasz mały świat, wygodny grajdołek, który sobie pieczołowicie tworzymy, jest bardzo malutki. Dopiero za rogiem, wychodząc z domu, wychodząc „od siebie do innych”, poznajemy potęgę świata i jego różnorodności. To często oznacza, że mamy zamilknąć i przyjąć inny punkt widzenia.

„Podróżowanie uczy skromności. Widzisz jak mało miejsca w świecie zajmujesz.” – stwierdził słynny francuski pisarz, Gustave Flaubert. I w drodze o to właśnie chodzi. Aby dostrzec, jak mało miejsca zajmujemy i jak sprawy, które w naszych głowach urastają do rangi najważniejszych (np. perfekcyjny sernik na święta), wcale takimi nie są. Zmieniają się priorytety. Uczysz się pokory, bo w drodze nie jesteś w stanie wybudować sobie swojego świata – trzeba uszanować innych podróżnych, przetrwać niedogodności, czasem głód, brak wygody, brak toalety…Paradoksalnie droga daje wolność. Okazuje się, że wszystko, co potrzebne na co dzień, w grajdołku, już w drodze się nie przydaje. Możemy się bez tego obyć. Przydaje się coś innego – otwartość i gotowość na „nowe”. Przyjmowanie „nowego” z pokorą i życzliwością, bo nigdy nie wiesz, co się zdarzy. Będąc na drugim końcu świata, jesteśmy tylko gośćmi…

Przekonałam się o tym jadąc lokalnym autobusem z Battambang do stolicy Kambodży, Phnom Penh. Zapach w autobusie przyprawiał o mdłości, bo sporo osób wiozło specyficzne dla tego rejonu świata duriany, których tak naprawdę nie wolno przewozić w komunikacji publicznej. Ale oni je uwielbiają. Durian w smaku to połączenie cebuli, ziemniaka, truskawki, czosnku i budyniu. Albo się ten smak kocha, albo nienawidzi. Autokar pełen był tubylców, przewożących towary do stolicy. Wkrótce okazało się, że to nie były tylko owoce i warzywa ale węgorze w luku bagażowym, których kilka uciekło w czasie postoju na ruchliwym skrzyżowaniu.

Wtopiliśmy się w ich klimat. Podróż z przerwami trwała 6 godzin. Długo ale się nie nużyło. Chłonęliśmy widoki zza okna. To niesamowite przeżycie: jechać przez pół kraju tak odległego kulturowo od nas. Życie kwitnie tu wzdłuż jednej, głównej drogi. W bok odchodzą tylko wydeptane albo ubite ścieżki. Mijaliśmy wozy z ludźmi i ze świniami. Im bliżej stolicy, tym więcej ludzi ciągnęło do miasta.

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

Na postoju obok mnie usiadł mały chłopiec z mamą i młodszym rodzeństwem, które mama trzymała na rękach. Uśmiechnęłam się do chłopca, ale ten nie odwzajemnił, tylko groźnie na mnie spojrzał i ukazał mi podniesioną do góry pięść. Chronił matkę, a mnie dał do zrozumienia, że mam się nimi nie interesować. Z pokorą przyjęłam jego „prośbę”.

Już w Phnom Penh, tego samego dnia, wieczorem szukaliśmy miejsca do zjedzenia, a było już dość późno. Trafiliśmy do jedynego otwartego lokalu. Nastolatek podał nam kartę. Zamówiliśmy, a gdy przyniósł potrawy, okazało się, że spodziewaliśmy się czegoś innego. Zaczęliśmy dyskutować między sobą ale też się śmiać, bo ktoś powiedział coś śmiesznego. Chłopak, poważny, powiedział: I am Cambodian. I powtórzył to jeszcze dwa razy. Jestem Kambodżaninem. Uznał, że śmiejemy się z niego. A mieszkańcy Kambodży, naznaczeni krwawą historią, są bardzo dumni i nie godzą się na obrażanie. Uspokoiliśmy jego, nasze emocje, zjedliśmy i wyszliśmy z lokalu. Nie chcieliśmy go urazić, nie mieliśmy tego na myśli ale on odczytał nas zupełnie inaczej. Możliwe, że kilka przykrych sytuacji mogło go wcześniej spotkać…Tego nie wiemy ale jesteśmy w drodze, gośćmi, a goście szanują ludzi, miejsce i przestrzeń, w której przebywają i do której przybywają.

Nie wolno zmieniać na siłę, układać po swojemu, bo tam, dokąd trafiasz, jest świat już przez kogoś poukładany i oswojony. W Kambodży nie można, na przykład, nikogo głaskać po głowie, nawet dzieci. Głaskanie po głowie jest wyrazem pogardy. Czasem chcemy wprowadzić „nasze”, bo wydaje nam się najlepsze. Ale w podróży warto szybko wyciągać wnioski. Czego się z takiego spotkania mogę nauczyć? Co mi to mówi o mnie, moich wyobrażeniach, przyzwyczajeniach?

Podróż od zawsze wymaga odpowiedniego przygotowania. Dawniej podróżni brali ze sobą garderobę na różne pory roku, zastawę stołową, zapasy jedzenia, czasem namioty oraz służbę. W ten sposób podróż stawała się wyprawą. Dziś też się przygotowujemy i pewnie jest trochę łatwiej, szczególnie z tą służbą. Jesteśmy w stanie wszystko kupić albo zaopatrzyć się „na miejscu”, jeśli czegoś zapomnimy.

Jednak w podróży najważniejsze jest przygotowanie wewnętrzne. Póki wszystko działa według naszego planu, jest fajnie. Wystarczy małe spóźnienie pociągu, pomyłka konduktora, powolny kasjer…Irytują nas sytuacje, gdy jesteśmy w pośpiechu. To wtedy przydarza się nam najgorsze. Dlatego tak ważny w podróży jest spokój, dobre nastawienie, otwartość na nowe, zaskakujące, nieprzewidywalne, choćby to miało być zgubienie walizki. Czy jesteśmy na to gotowi? Przecież, ostatecznie, najważniejsze mamy w sobie…?

Życzę Wszystkim, byśmy w Nowym Roku byli nieustannie w drodze – poszerzania horyzontów i otwartości na odmienny punkt widzenia. Dostajemy światło zawsze na ten pierwszy krok. Potem dopiero na kolejny. Zatem trzeba się tylko odważyć. Co zabierzesz w najbliższą podróż?

 

„Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku.”

Laozi

 

[1] Wikipedia.


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry