07.02.2019

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

„Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie.”

Andrzej Stasiuk

Wstajemy o godz. 4:00 czasu lokalnego (w Polsce godzina 23:00). O 4.50 wychodzimy na pociąg. Pociąg rusza 5.55 ale musimy kupić jeszcze na stacji bilety i znaleźć sobie dobre miejsca. Wyboru nie ma, to trzecia klasa czyli wagony bez przedziałów, bez klimatyzacji i bez wygód. Jest wiatrak przy suficie i można otworzyć okna. To wystarczy. Bilet do granicy z Kambodżą kosztuje 5 zł polskich za osobę. Kolejka niewielka. Naprawdę zyskujemy na porze poza wysokim sezonem.

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

Lokujemy się w pociągu. Jest naprawdę ciekawie. Jeden wagon zajmują sprzedawcy jedzenia i mają rozłożone różne różności – jajka surowe i sadzone wraz z ryżem, mięsa, przekąski, grzyby itd. Wstali wcześnie rano, bo widzieliśmy ich przy pracy – smażeniu przed 5 rano.

Toaleta na tzw. narciarza, trzeba stanąć stopami na muszli, są wyznaczone miejsca ale uwaga w trakcie jazdy, bo można upaść…

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

Na podłodze pociągu znajduję dużego karalucha. Też podróżuje, a co. Upał, upał, upał.

Pani z bobasem na rękach, w pewnym momencie idzie z wodą do drzwi wejściowych do wagonu i przemywa bobasa, potem wyciera w ręcznik i gotowe. Bobas patrz uważnie. W pociągu zbierają się ludzie ale wszyscy rozmawiają cicho. Przez całą podróż jest naprawdę cicho, nie jak w polskim pendolino, kiedy poznajesz historie ludzi zasłyszane do trzeciego pokolenia wstecz.

Jest 5.55 i pociąg rusza. Punktualnie. Nie ma wielu osób. Wstaje nowy, słoneczny dzień i już jest upał. Upał w nocy, upał nad ranem, upał w ciągu dnia, upał wieczorem.

Stacja kolejowa jest czysta. Wszędzie wizerunki króla i jego żony. Pociągi są z zewnątrz myte i są czyste. Oprócz, oczywiście, karaluchów, które też chcą tu żyć.

Będziemy dość zmęczeni. Już to czuję choć to dopiero początek. Nadal trzyma nas adrenalina i ciekawość. Oni patrzą na nas, my na nich. Uśmiechamy się i to jest najważniejszy język współczesnego świata.

Przy torach rozgrywa się całe życie. Ludzie wstają, krzątają się. Mają swoje domostwa skonstruowane z kilku blach i staroci. I wszystko w odległości 3-4 metrów od pociągu. Na wyciągnięcie ręki. Jeden chłopak ćwiczy na skakance, ktoś robi pranie, ktoś inny gotuje. Stoły, łóżka, jedzenie – wszystko, jak na dłoni z okien pociągu. Żyją i modlą się na ulicy. Mijamy kanały i domy na wodzie.

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

Kraina pełna kontrastów. Potężne, nowoczesne wieżowce, a obok mikro świat zwykłych ludzi, którzy z niczego potrafią zrobić wszystko. I są w tym szczęśliwi.

Dzieci jadą do szkoły. Uczniowie w mundurkach, granatowe lub fioletowe spódnice i spodnie, białe bluzki; dziewczynki mają białe kokardy we włosach. Wszystko na wysokim poziomie.

Naprzeciw nas usiadł pan. Nic do siebie nie mówimy ale się uśmiechamy i oglądamy nawzajem. Pan widzi, że robię zdjęcia ptakom na polach ryżowych i nie zawsze mi się uda zdążyć. Więc jest porozumienie wzrokowe. On rozumie, że nie jest łatwo. Obok siada młody uczeń. Młodzi ludzie siedzą w telefonach i mają słuchawki na uszach. Jak u nas. Jedna globalna, internetowa wioska.

Nieustannie ktoś chodzi po pociągu i sprzedaje przekąski (przekąska w liściach bananowca, ryby smażone, grzyby) i wodę. My nie kupujemy. Ostatnie takie zakupy skończyły się dla niektórych z nas 3 dniami w toalecie. Pilnujemy się, by jednak na ulicy nie jeść nic zimnego i surowego. Tylko gorący i świeżo przygotowany posiłek.

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

Pejzaż za oknem się zmienił. Po opuszczeniu metropolii Bangkoku pojawiły się pola ryżowe, kanały, plantacje bananowców, palmy. Jest sporo ciekawych ptaków – czapli, bocianów z ciekawymi dziobami, które się nie zamykają. W oddali zaczynają pojawiać się góry. Jest sporo lilii wodnych i kwiatów lotosu. Zielono. Coraz bardziej. I gęsto. Co chwilę zatrzymujemy się na małych stacyjkach, gdzie wysiada i wsiada lokalna społeczność. Sprzedawcy żywności również kursują na krótkich odcinkach. Są bawoły i krowy.

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

My pijemy wodę. Dużo wody, by się nie odwodnić. Pocimy się. Nikt z nas nie idzie do toalety w pociągu. O 9.50 upał jest taki, że zaczynam przysypiać.

Trzy przystanki przed stacją końcową (gdzie granica) przychodzi policja kolejowa (Railway Police) i sprawdza dokumenty. Nam nie. Została jeszcze godzina do końca. Łącznie jedziemy 5,5 godz. Co chwilę przysypiamy. W końcu na nasz czas jedziemy w nocy!

Policja kolejowa zabiera dziewczynę z małym bobasem. W międzyczasie młody chłopak, który siedzi za nami, idzie do lustra i kranu na końcu wagonu, by przeczesać włosy.

Przy naszych siedzeniach, na zewnątrz za oknem pan konduktor zmienia tabliczki informacyjne na powrotne. Pociąg przyjeżdża planowo 11.30 i wraca o 14.00. Sporo turystów wybiera wczasy w Tajlandii i wycieczkę 1-2-dniową do Siem Reap właśnie przekraczając granicę i jadąc autobusem lub taxi, bo od granicy to 2 godziny drogi.

Za pół godziny dojeżdżamy do Aranyaprathet, tajskiego miasta granicznego z Poi Pet w Kambodży.

Zieleni zdecydowanie więcej. Wśród pól ryżu, również krzaki i wysokie drzewa. Chmury też są wysokie. Z jednej strony to dobrze, słońce dodatkowo nie grzeje przy i tak wysokich temperaturach, z drugiej strony takie wysokie kominy chmur zwiastują burzę i deszcze. W Bangkoku dwa razy już widzieliśmy urwanie chmury.

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

Powolutku zaczyna się tu pora deszczowa, choć jej apogeum przypada na sierpień-wrzesień. Ale teraz (czerwiec) może nam się trafić deszcz każdego dnia i to jak wylanie wiadra wody. A potem i tak jest nadal upał.

Docieramy do granicy punktualnie. Bierzemy tuk-tuka do samego przejścia granicznego. Mamy wizy do Kambodży, które zorganizowaliśmy wcześniej, przez eVisa. Super, bo nie musimy długo czekać. Na granicy nie ma żadnych tłumów. Jedziemy pół godziny, a potem pół godziny trwa całe przejście przez kontrolę tajską i kambodżańską, gdzie skanują linie papilarne obu dłoni.

Żegnamy Tajlandię, a na granicy w Poi Pet znajdują nas naganiacze taksówek…


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry