08.11.2018

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

„Tylko wtedy, gdy będziemy żyć,

stając twarzą w twarz z tym,

co się nam zdarza

jako wędrowcom ducha,

nasza egzystencja stanie się

źródłem zadowolenia,

zachwytu i sensu.”

Valerio Albisetti

Wielki Smutek przyszedł dziś i zagościł w moim sercu. W środeczku głęboko. Jestem ze sobą i odczuwam. Nie robię, nie działam ale czuję. Czuję, bo jestem. Czuję i jestem. Rzeczy dzieją się. Na niektóre mamy wpływ i to dobrze, że bierzemy odpowiedzialność za siebie i życie, którym żyjemy. Ale na niektóre nie mamy wpływu, wówczas ważne jest to, aby je przyjąć takimi, jakimi przychodzą. I co przynoszą. A przynoszą różne emocje, tzn. my na różnoraki sposób reagujemy naszymi emocjami.

Emocje. Nasz niesamowity pakiet odczuć, uczuć, przeczuć, które za każdym razem niosą nam różne informacje. Są do czucia, nie do myślenia, nie do działania. Przychodzą i odchodzą jak morskie fale. W jednym momencie możemy czuć przypływ szczęścia i euforię, w innym – nostalgię i tęsknotę. Za emocją nie musi iść natychmiast działanie, choć trudno nam we współczesnym świecie to pojąć. „Współczesna ludzkość osiągnęła znaczny postęp na płaszczyźnie technologicznej, ale pozostała analfabetą na polu emocji, uczuć, do tego stopnia, że coraz więcej mówi się o inteligencji emocjonalnej. A także duchowej.”[1]

Tak, emocje są do czucia. Warto, byśmy potrafili je przyjmować. Bo przyjąć to znaczy zaakceptować, nawet te emocje, które trudno nam przeżywać i traktujemy je jako negatywne. Więc „zasypujemy je” działaniem, aktywnością, pracą – „bo nie będę czuć”. Nasza nadaktywność może nam odebrać możliwość przeżywania emocji w momencie, kiedy się one pojawiają. A pojawiają się na krótki czas i niosą ważne informacje. Kim jestem? Czemu mi w tym momencie potrzeba? Czego mi brakuje? Za czym tęsknię? Emocje są przedsionkiem do zmiany, do „nowego”, np. złość – siła, energia dająca gotowość do zmiany sytuacji, której nie akceptujemy.

Wzorce z dzieciństwa, które nosimy w naszych głowach i naszych sercach blokują nas na przeżywanie emocji. Przykładowo, w domu rodzice zabraniali śmiać się głośno, lub płakać, bądź odbierali prawo do złości. „Nie złość się, tak nie wolno!”, „I po co znowu się mazgaisz? Co z ciebie wyrośnie?”, „Ale beksa”. No właśnie…piękna piosenka Rojka „Beksa” – kwintesencja przeżywania trudnych emocji:

„BEKSA!

Mam dosyć wspomnień,

że ktoś mnie goni,

że brak mi tchu

BEKSA!

Wciąż słyszę

i zasłaniam, się zasłaniam się.

Zawinięty w środek z cieniem wokół powiek,

Strach rozpycha, zaciśnięte dłonie

BEKSA!”

To wszystko w nas zostaje i potem, jako osoby dorosłe, powielamy wzorce rodzinne i nie pozwalamy sobie, a co za tym idzie – innym wokół nas – na przeżywanie swoich emocji.

„Emocjo – skąd przychodzisz? Ile masz lat?” – to pytania, na które warto sobie odpowiedzieć, gdy pojawia się smutek, zazdrość, złość, rozdrażnienie, rozanielenie, zdumienie, napięcie.

  • Co chcesz mi powiedzieć, emocjo?
  • Czy moje potrzeby są zaspokojone?
  • Czego mi brakuje?
  • Za czym tęsknię?
  • Czego teraz najbardziej potrzebuję?

Warto zrobić porządek w sferze swoich emocji i zatroszczyć się o nie. To cecha osoby dojrzałej – umiejętność zadbania o swoje emocje, co oznacza zdolność do ich odczuwania i dawanie sobie prawa do przeżywania. Oczywiście będąc w zgodzie ze sobą i z innymi. Bo przeżywać dobrze złość nie oznacza reagować agresywnie, albo zamieniać ją na inną emocję, na przykład smutek (gdy w domu nie pozwalano na przeżywanie złości – emocji dającej energię do zmiany, niektóre osoby tłumiły ją i zamieniały na smutek, żal, które odbierają energię). Przeżywać złość oznacza poczuć w sobie siłę, zakomunikować innym, że przeżywam złość i poszukać najlepszego sposobu na jej przeżycie, bez szkody dla siebie i dla innych.

Inna emocja, zazdrość, mówi mi, że jest coś, albo ktoś wartościowy w moim otoczeniu. Mówi mi tak naprawdę o wartości – jest coś wartościowego, co bym chciała mieć. Przykład: koleżanka dostała stypendium do Nowej Zelandii. Mam trzy ścieżki, którymi mogę pójść:

  1. Mogę po prostu przeżyć zazdrość, uświadomić ją sobie i nic z tym nie robić. To wymaga wyjątkowej sztuki wytrzymania dyskomfortu i może bólu, który się w nas pojawił. Ta ścieżka w dzisiejszym świecie jest mało popularna, bo świat proponuje nam bardzo hedonistyczną postawę – bądź zawsze szczęśliwy, piękny i wyciskaj życie, jak cytrynę!
  2. Mogę zadziałać w sposób negatywny: „Wredna Zośka. Nienawidzę jej. Dostała takie super stypendium a jej się nie należało. Nigdy już z nią nie będę rozmawiać!” – tu uderzam głównie w siebie, bo zaczyna zżerać mnie frustracja, a Zośka…cóż…już dawno jest w Nowej Zelandii😊
  3. Mogę pójść ścieżką pozytywną: „Łał, ale super Zosiu, że Ci się udało dostać tak wyjątkowe stypendium. Może i ja poszukam możliwości rozwoju dla siebie”. To rzadka ścieżka, wymaga od nas dojrzałości, uznania wartości drugiej osoby, docenienia jej i docenienia również siebie.

Którą ścieżkę wybierzesz…?

Przyjąć swoje emocje oznacza więc zaakceptować siebie w pełni, ze swoimi słabościami i trudnościami. A świat współczesny wcale nie ceni porażki i słabości, nie docenia upadków, z których potem możemy się podnieść, jak feniks z popiołów. Jesteśmy bogatymi hedonistami, zajmujemy się konsumpcją, jesteśmy najedzeni, ogrzani, a ewentualne wyrzuty sumienia kompensujemy wysłanymi SMS na akcje charytatywne. Nie przeżywamy, bo to nie przynosi zysków, a tylko ryzyko…pokazania prawdziwej twarzy, obnażenia. W masce wprawdzie nam ciasno, ale już się przyzwyczailiśmy…I tak wychowujemy nasze dzieci. Bez emocji, bez odczuwania, bez empatii.

Nie współczujemy innym, bo nie potrafimy współczuć sobie. Nie przyznajemy się do błędów, bo jesteśmy skupieni na tym, by przyłapać innych na błędach. Odbieramy świat, inne osoby jak wrogów, w sposób obronny. Nie ufamy innym…bo nie potrafimy zaufać sobie…

Ile współczucia masz dla samego siebie, tyle współczucia masz dla innych ludzi. Trzeba umieć przeżywać emocje takimi, jakimi są. Ale najpierw trzeba umieć je usłyszeć…

Jestem dumna ze wszystkich przeżyć i emocji, które się pojawiły w moim życiu. Doceniam je jako ogromne bogactwo, które noszę w swoim wnętrzu i które mnie uszlachetnia. Otwierają mnie na kolejne moje przeżycia i przeżycia innych, którzy pojawiają się na mojej drodze.

Zatem, Wielki Smutku, cieszę się, że się pojawiłeś i że Cię zauważyłam. Nie zamierzam Cię odganiać. Wiem, dlaczego przychodzisz i wiem, że jak Cię przeżyję i przyjmę tę kruchość i słabość w sobie, to za chwilę dasz miejsce „nowemu”. Bez pośpiechu, bez odliczania czasu. Przyjmuję Cię i jestem na to gotowa. Na zatroszczenie się o siebie, na współczucie do siebie. Usiądź. Pobędziemy trochę razem…

 

 

[1] V. Albisetti, 2011, Vademecum człowieka spełnionego czyli jak mądrze kształtować swoje życie, Wydawnictwo Jedność, Kielce.

 

 


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry