14.03.2019

Autor: Tomasz Mrozek

„Odpowiedzialność i wolność idą razem. Jeśli nie chcesz mieć odpowiedzialności, nie możesz mieć też wolności. One przychodzą i odchodzą razem. Jeśli odrzucasz odpowiedzialność, musisz zaakceptować taką czy inną niewolę.”

Osho

Wczoraj, na konferencji organizowanej przez nasz Instytut, usłyszałam słowo, które odmieniamy przez wszystkie osoby, w szkołach, w domach, w firmach. Ważne. Odpowiedzialność. Ale użyte w znaczeniu, który pięknie wpisuje się w moją filozofię myślenia, działania i odczuwania. Użył je, w tym ważnym kontekście, Alexander Poraj-Żakiej, którego podziwiam za odwagę bycia tu i teraz, czego konsekwencją jest m. in. dar konstruowania narracji w rzeczowy i spójny sposób.

W Jego rozumieniu, odpowiedzialność za siebie to odpowiedź na to, co jest w danym momencie i danej chwili, a nie odpowiedź na normę, którą np. chcę przestrzegać, gdyż to wynika z mojego wychowania, edukacji, systemu społecznego, czy systemu wartości. Czyli odpowiedzialność zaczyna się w nas samych i z nami. Dotyczy orientowania się w dynamicznym otoczeniu ale i we mnie samej: jestem czy nie jestem w tej chwili? W jakim stanie ducha, myśli, emocji jestem w tej chwili? Czy odpowiada to mojej sytuacji tu i teraz? Często przenosimy emocje, myśli, frustracje z pracy do domu i odwrotnie. I wchodzimy jak burza gradowa. Mówimy, że nic się nie stało ale to, co jest w nas, bardzo mocno oddziałuje na całe otoczenie i wywołuje właściwą reakcję – wszyscy się odsuwają. Nasz niespójny komunikat oznacza brak kontaktu z samym sobą i brak odpowiedzialności, za siebie i innych.

Jeśli zatrzymamy się na tym, co jest w nas i pobędziemy z tym uczuciem, myślami – zorientujemy się na nie przez chwilę – możemy odpowiedzieć na te właśnie uczucia. Zaopiekować się nimi. Pobyć dłużej, choć nie zawsze to jest przyjemne. I je przeżyć, nic nie robiąc i nie uciekając przed nimi. Adekwatnie do sytuacji. To rodzi autentyzm i prawdziwe szczęście. I pozwala wówczas usłyszeć innych, w tej konkretnej sytuacji. Według Poraja-Żakieja szczęście to umiejętność obchodzenia się z tym, co się we mnie i ze mną dzieje. To przepiękna definicja, która pozwala nam na bycie prawdziwym człowiekiem a nie ideałem, wzorcem, do którego nieustannie dążymy. Żyjąc w lęku, niejako pierwotnym, o którym też szeroko pisze Valerio Albisetti, cały czas staramy się go kompensować różnymi zachowaniami, bo nasza cywilizacja nie pozwala na jego przeżywanie. Dlatego nakładamy maski i tracimy tak dużo naszej energii. Jeśli skonfrontujemy się z naszymi lękami, strachami, okaże się, że można z nimi wytrzymać, można nad nimi panować i często są one przenoszone, naszymi myślami, na sytuacje, które wcale lęku nie generują. Choć my zawczasu już jesteśmy uzbrojeni.

Uzbrojenie nas znieczula, tracimy tak naprawdę wrażliwość. Żyjemy wtedy zgodnie z normą, bo tak trzeba, ale nie czujemy. Nie słuchamy bliskich, naszych dzieci, kolegów, przełożonych. Tylko staramy się ich „wpisać” w nasze oczekiwania, w naszą normę. I nie żyjemy naprawdę. Staramy się przetrwać na powierzchni – w pracy, w szkole, w klasie, w domu.

Trzeba się skonfrontować z tym, co w nas, by potem umieć się konfrontować i odpowiadać rzeczywistości w adekwatny sposób, a nie ten zgodny z normą, jaka obowiązuje. „Chłopaki nie płaczą”, „mama nie może się złościć”, „nie mogę im pokazać, że jest mi dziś trudno, bo nie zapanuję nad klasą” – to normy, ograniczenia myślowe, które sami sobie tworzymy i w których przebywamy. Takie klatki. Jeśli z niej wyjdziesz, a klucz do zamka masz w ręku, pozwolisz sobie na bycie szczęśliwym, bycie obecnym w sobie i dla innych. To prawdziwa odpowiedzialność.


Komentarze(2):
  1. Aga pisze:

    Dziękuje. Pięknie ujęta prawda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry