11.04.2019

Autor: Anna Hildebrandt-Mrozek

„Ja nie mogę nauczyć nikogo niczego. Ja tylko mogę sprawić aby inni zaczęli
myśleć.”
Sokrates

Teraz rozgrywa się najważniejszy nasz egzamin. Egzamin z życia. I to nie gimnazjalny czy podsumowujący edukację podstawową. To coś ważniejszego. Na ile potrafimy znaleźć w sobie uważność na drugiego człowieka, a nie tylko na siebie i swój czubek nosa? Na ile potrafimy wyjść z własnej roli, wysilić się, przyjąć cudzą perspektywę? Raczej nam trudno. Ale jesteśmy pierwsi do oceniania, komentowania, doradzania, wtrącania się w cudze sprawy. Jesteśmy roszczeniowi w swoich postawach wobec innych ludzi, dlatego tak łatwo nam oceniać nauczycieli, ich misyjność bądź jej brak, ich „porzucenie dzieci” itd. Ta sytuacja jest po prostu dla nas niewygodna. Muszę wziąć wolne w pracy, więc nie będę już najlepszy w tym miesiącu bądź kwartale…muszę się zająć własnymi dziećmi, a z tym coraz trudniej. Panika, bo egzaminy…a przecież to o naszą stawkę chodzi, bo to my-rodzice jesteśmy w wyścigu już od dawna…To nie o dzieci nam chodzi tylko o to, że nam to komplikuje sprawy. Ta sytuacja uwiera, przeszkadza, jak kamyk w bucie. Niech mnie to nie dotyczy…

Ale dotyczy…jak masz dzieci to dotyczy. Bo każe pomyśleć i może na chwilę się zatrzymać w tej gonitwie. To my-rodzice mamy z dziećmi o tym rozmawiać. Chodzi o wolność nauczycieli, szacunek, który my m.in. niszczymy – naszymi postawami, negatywnymi komentarzami w domach. To na nas spoczywa obowiązek wyjaśnienia tej sytuacji dzieciom. To my wychowujemy nasze dzieci i puste słowa nic nie będą znaczyły, jeśli swoją postawą nie pokażemy, że właśnie w solidarności z nauczycielami uczymy dzieci szacunku – do drugiego człowieka, jego pracy, jego wartości, jego racji.

Pracuję z nauczycielami na co dzień. Jest wśród nich grono pasjonatów i takich, którym się nic nie chce. Jak w każdym zawodzie. Ale to oni spędzają z naszymi dziećmi najwięcej czasu. My zajmujemy się swoimi sprawami, pracą, karierą. I to jest bardzo prosty rachunek – uczysz się od ludzi, z którymi przebywasz. Podejścia do życia, do siebie, do drugiego człowieka. Jeśli dzieci widzą codziennie ludzi smutnych, niezadowolonych, zagubionych, sfrustrowanych – to same się takie stają. Jeśli słyszą złe słowa na swoich wychowawców, same potem źle o nich mówią. Bo emocje są zaraźliwe. Sami sobie gotujemy ten los. Jesteśmy najedzeni ale coraz częściej potrafimy sobie skakać do gardeł jak hieny: bo ktoś musi w tej chwili dostosować się do moich oczekiwać.

Sama w 1993 r. zdawałam maturę w czasie strajków nauczycieli. I dziś historia zatacza koło, bo moje dziecko zdaje egzamin gimnazjalny. Prawda jest taka, że jeśli nie odbyłby się teraz, to odbyłby się w innym terminie. Świat by się nie zawalił. Ja jako rodzic mam być ostoją dla mojego dziecka w takiej sytuacji i dać mu poczucie bezpieczeństwa. Na tym polega gotowość na zmiany. Na tym polega otwartość na nowe i nieprzewidywalne. Pięknie potrafimy o tym opowiadać. W ogóle nie potrafimy tak żyć.

Dziś trwa walka o coś znacznie ważniejszego. O naszą wolność. Wolność w edukacji. Wolność w byciu człowiekiem, który poznaje, kwestionuje, dyskutuje i poszukuje zrozumienia dla tego, co się z nim i w świecie dzieje.

Strajk nauczycieli wiele mówi nam…o nas samych. O naszych postawach i wartościach. O tym, co dla mnie jest tak naprawdę ważne? O co walczę, jeśli w ogóle? Co mi uwiera? A co mi się podoba? Może to dobry pretekst do refleksji nad wizją edukacji w przyszłości. Jakiej edukacji pragnę dla siebie, dla moich dzieci, wnuków? Uczymy się przecież całe życie…i to z życia właśnie.


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry