16.05.2019

Autor: Tomasz Mrozek

„Ci, którzy kochają, sami sobie kształtują sny”.
Wergiliusz

Wczoraj odwiedziłam Kawiarenkę Snu  – jedyne takie miejsce we Wrocławiu, w Polsce, w Europie i na świecie, gdzie można wpaść na moment i zażyć regeneracyjnej drzemki w cudownej atmosferze lasu. Las – to miejsce kojarzy mi się doskonale. Nie raz drzemałam w lesie na mchu i było to cudowne doświadczenie.

W Kawiarence zarezerwowałam sobie wcześniej termin. Okazało się, że – przez przypadek – mogłam skorzystać z sesji indywidualnej. Kawiarenka znajduje się w samym centrum wrocławskiego Rynku. Na zewnątrz zgiełk miasta, a w środku cisza, śpiew ptaków, świeże powietrze.

Z uśmiechem powitała mnie właścicielka Kawiarenki. Zaprosiła do szatni, wyłączyłam telefon komórkowy, przebrałam skarpety i udałam się do pokoju leśnego, gdzie stąpałam po trawie, otaczały mnie brzozy, a w tle słychać było świergot.

Drzemka odbywa się w chustach. Gdy się ułożyłam, poczułam się bardzo bezpiecznie, w pozycji embrionalnej, z uniesionymi lekko nogami. Pani Magda przykryła mnie jeszcze kocem i delikatnie rozbujała chustę. Zamknęłam oczy. Żadnych dźwięków miasta, żadnego zgiełku, tylko świeże powietrze i czas na odpoczynek. Na ukojenie – myśli, emocji, spraw przed i tych, które czekają. Oczywiście myśli mi przepływały, ale nie podążałam za żadną, tylko starałam się je obserwować. Na spokojnie. Przecież nawet nie muszę usnąć. Tu nie chodzi o wynik. Zaliczone. Zrobione. Doświadczone. Tu chodzi o bycie w tym – co mnie otacza i tym, co w środku. Zwolniłam oddech i stał się bardziej głęboki, przeponowy. Trwałam. Było mi jak w domu. Miałam takie poczucie – jak w domu.

Wybudzanie było bardzo delikatne. Delikatna muzyka i głos Pani Magdy. Mogłam się przeciągnąć, powyginać w chuście i poczuć się wyjątkowo. Nie chciałam kończyć. Było mi tak dobrze, miło. Potem Pani Magda opowiadała mi historię tego miejsca i inspiracje naukowe związane z taką krótką, aczkolwiek ważną drzemką. Nie będę zdradzać wszystkich tajemnic – gorąco polecam i doświadczenie i spotkanie. Jest tego warte!

Pamiętam moje drzemki we Włoszech, gdy mieszkałam z rodziną włoską przez rok, w czasie studiów i weszłam we włoskie rytmy życia i czucia. Codziennie około godz. 13-14 kładliśmy się wszyscy spać, po lunchu. My spaliśmy nieco dłużej niż w Kawiarence Snu ale i klimat włoski jest inny i codzienność wydłuża się do późnego wieczora – wtedy można przetrwać upały.

Dziś też w podobnych godzinach czuję senność, spadek formy. Warto się wzmocnić taką drzemką, w miarę możliwości. Nawet bez chusty. Po prostu pozwolić sobie na podążanie rytmem swojego organizmu. W rytmie natury. W zgodzie z samym sobą.

Autor: Tomasz Mrozek


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry