19.09.2019
„Mały sierota
mówią mu wróci mama
klaszcze z radości”
Issa
Obok jednej ze świątyń kompleksu Roulos, świątyni Lolei, znajduje się szkoła. Jadąc do niej, mijamy piękne, jasnozielone pola ryżowe. Świątynia ulokowana jest na górze ale jest cała w rusztowaniach, oglądamy ją tylko z zewnątrz. Za to szkołę możemy dokładnie obejrzeć. Widok nie napawa optymizmem…
Szkołę prowadzi stowarzyszenie Friendship Association for Cambodian Child Hope Lolei and Kouk Trach Learning Center. Założył ją mnich Hun Houk. Mieszka tu na stałe 28 chłopców-sierot ale ok 300 dzieci z okolicy jest przez stowarzyszenie zaopatrywanych w mundurki szkolne, materiały do nauki i stypendia. Wszystko z datków.
W szkole uczą wolontariusze. Można zostać takim wolontariuszem na 3 tygodnie, miesiąc lub dłużej. Drzwi stoją otworem. Chłopak, który nas oprowadzał, jest w szkole już 7 lat. Od pięciu lat mają budynek, w którym na piętrze są sypialnie. Od tego też czasu mają w szkole prąd.
Oprowadzono nas po tym niewielkim, bardzo skromnym przybytku. Strasznie biedne klasy, które znajdują się w barakach obok budynku, tam też jest jadalnia. W sypialniach łóżka piętrowe, beton na podłodze.
Dzieci uczą się w regularnej szkole niedaleko, zaś tu u mnichów pobierają dodatkową naukę za darmo. Uczą się khmerskiego, angielskiego, chińskiego, tajskiego, matematyki, szycia i kompetencji informatycznych.
Gospodarze są bardzo życzliwi, chętnie opowiadają o szkole. Nie proszą o wsparcie ale czuje się, że są w olbrzymiej potrzebie…Pytają o nasze plany obiadowe, zapraszają na wspólny posiłek. Dla nich każda wizyta turystów to szansa na poprawę bytu. Szansa na edukację dzieci w godnych warunkach, nie na klepisku.
Chwilę rozmawiamy też z uczniami. Mają akurat przerwę i oglądają filmiki z sieci w telefonie opiekuna. Cecha naszych czasów.
Odjeżdżając mamy poczucie żalu na niesprawiedliwość świata i tak poukładanego ładu polityczno-społecznego. Względem ich sytuacji jesteśmy bardzo bogaci. Ale czy codziennie potrafimy to docenić…?
Komentarze(0):