29.04.2021

„Jaki chłód
Dotknąć czołem
Zielonej słomianej maty.”
Dama Sono-jo

Dramat w bielikowym gnieździe – tutaj. Minionej niedzieli gniazdo zaatakowała para innych bielików. Wszystko z powodu trudności ze znalezieniem jedzenia w okolicy. Tak komentują specjaliści. Najeźdźcy byli zainteresowani rybą, którą samiec przyniósł samicy dzień wcześniej. A może i młodymi?

Zostali odpędzeni. Jednak i dla mieszkańców brak jedzenia był na tyle dotkliwy, że opuściły gniazdo na wiele godzin. Pogoda nie była sprzyjająca. Młode były wystawione na wiatr i śnieżycę. Nie udało im się przetrwać. Po powrocie samica zastała je martwe. Jeszcze jeden dzień wysiadywała trzecie jajo ale i to młode nawet nie przeżyło wyklucia.

Teraz gniazdo jest puste. Jeszcze co jakiś czas samica wraca ale życia tam nie ma.

Niespodziewana sytuacja. Dla nas. Jeszcze chwilę temu – wielka radość.

Na pewno przykro ale natura ma mechanizmy samoregulujące. I nic z tym nie możemy zrobić.

W zeszłym roku udało się wypuścić dwójkę młodych, zdrowych i silnych. Można powiedzieć – to był dobry rok.

A bieżący. Czy zmarnowany?

Metaforycznie odnoszę go do naszej rzeczywistości pandemicznej.

Czy to jest dla mnie zmarnowany rok?

Za chwilę dzieci wracają do szkół i nauki stacjonarnej. I są totalnie zestresowane. Słyszę to z każdej strony – od dyrektorów, nauczycieli, rodziców, samych dzieciaków. Eksperci o tym „trąbią”, piszemy raporty, artykuły, opowiadamy sobie to na spotkaniach online.

Są zestresowane groźbami sprawdzianów, które miałyby podsumować pracę zdalną. I czarnym widmem presji…

Czy o to teraz naprawdę chodzi? Żeby ich jeszcze dobijać? Żeby powtarzać mantrę o zmarnowanym roku, pokoleniu? Gdy walczyliśmy o życie i uczyliśmy się – z życia – właśnie!

Nasze dzieci przeżyły – w porównaniu z młodymi bielikami. Choć i w naszej rzeczywistości zabrakło pokarmu w postaci bezpośredniego spotkania i poczucia bezpieczeństwa.

Ale mam wrażenie, że nieźle od nas „wieje chłodem” i zaraz je pożremy – żywcem – w machinie naszych oczekiwań, systemów, dopasowania, oceniania.

Wtedy i nasze gniazda staną się puste. Bo w naszym przypadku będzie to oznaczało puste serca.

Jesteśmy obdarowani.

Możemy być wdzięczni naszym dzieciom za siłę i wolę przetrwania. I powitać je bez oczekiwań, planów, serii odpytywań, bo czegoś brakuje do wystawienia ocen…

Możemy sobie być wdzięczni. Przestać na sobie wywierać presję.

Przeżyłeś. Przetrwałeś. Dobrze, że jesteś. Jesteś tu chciany, oczekiwany. Przynależysz. Brakowało Ciebie.

Marzy mi się powrót do szkoły i proste spotkania do końca roku szkolnego. Ponad-przedmiotowe, pomiędzy klasami, zespołami. Zwyczajnie. Po prostu.

Jak powrót do domu po długiej nieobecności. Wszyscy cieszą się na swój widok, mogą rozmawiać, podzielić się doświadczeniami, pośmiać, odbudować relacje, nasycić tęsknoty.

Czym zastawisz swój stół w szkole? Jakie będzie Twoje pierwsze słowo na powitanie? O co zapytasz na wstępie?

Co jest dla Ciebie ważne?

Potrafimy o tym debatować w nieskończoność. Bo to łatwe – karmimy intelekt.

Zacznijmy to robić i czuć.

Kiedy?

Już!


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry