16.12.2021

„Pamiętać potrafi tylko ten, kto potrafi słuchać własnej przeszłości.”
Valerio Albisetti

Za tydzień święta, a we mnie uruchomiły się wspominkowe kambodżańskie czasy. Bo wizyty tam to prawdziwe dla nas święto…

27 czerwca 2018 r.

Jesteśmy w Siem Reap. Odpoczywamy. To było bardzo intensywne przedpołudnie i padamy z nóg. Punkt 7.30 ruszyliśmy na wzgórze Phnom Bakheng. Było pochmurno i przyjemnie rześko, jeśli tak można nazwać tutejszą pogodę…

Dotarliśmy najpierw do centrum biletowego, kupiliśmy tygodniowe bilety do kompleksu wszystkich świątyń i ruszyliśmy dalej. Świątynie oddalone są od miasta o ok 20 minut drogi tuk-tukiem. Za miastem ruch już mniejszy, ale pewnie tylko o poranku😊

Wysiadamy przed niewielkim wzgórzem, na który mamy się wspiąć leśną drogą (do wyboru trasa ostra lub łagodna, dla słoni). Wybieramy łagodną😊 Od razu wita nas festiwal motyli – potężnych, kolorowych. Niektóre wyglądają jak nietoperze – są czarne i aksamitne. Inne turkusowe (na tego poluję cały dzień – bezskutecznie😊), żółte, fioletowe. Duże i mniejsze. Ale tak ruchliwe w słońcu. Co chwilę przystajemy, bo one nas kuszą – już prawie siadają na listku, a to może na kolejnym. A my, zwodzeni, tak za nimi podążamy albo się zatrzymujemy. Bo już prawie…

Jestem cała pogryziona przez komary. To niedobrze (komary roznoszą malarię) ale łykam Malarone.

Po drodze mijamy jaszczurki, które udają gałęzie. Są też termity, krocionogi, pająki. Cały las żyje. A na jego szczycie, ruiny świątyni. I widok na Angkor…w oddali…w zaroślach. Majestatyczne, wieczne Angkor Wat. Robi ogromne wrażenie. Jesteśmy u celu naszej podróży. Dotarliśmy. Oddychamy tym powietrzem. Czujemy ten klimat. Siadamy na kamieniach. Odpoczywamy. Napawamy się widokami z góry. Potem jeszcze taras widokowy i dwa piękne motyle. Taki kontrast. Ruiny starych świątyń, zachowane w czasie i motyle, które życiem cieszą się tylko chwilę.

Chwila i wieczność. To czas, który tu się zatrzymał.

Po odpoczynku schodzimy na dół. Ja nieco szybciej, bo jednak nie chcę być zjedzona przez komary. A gęstwina zachęca do zatrzymania wśród starych drzew, z których zwisają liany. Wszystko się z wszystkim tu splata. I pełno życia. Ruch i bezruch jednocześnie.

Ostatnie polowanie na motyle, jaszczurki i pająki. Stop. Musimy już odejść, bo ten las nas niebezpiecznie kusi i wciąga. Chciałoby się tu zostać na zawsze, być częścią tej potęgi różnorodności życia.

Ulicą nadchodzi słoń, turystyczna atrakcja. Stąpa majestatycznie i skręca do lasu. Jeszcze udaje mi się go zatrzymać w kadrze.

Wracamy do miasta. Zachwyceni. Zmęczeni, bo teraz zaczynam czuć ból głowy – od duchoty i z braku wody. Polowanie na motyle wyłącza myślenie😊Jesteś jak w transie. Prawdziwe FLOW. Nic nie czujesz. Dopiero potem: a to brak wody, a to siniaki na rękach, gdy kładziesz się na plaży, by zrobić zdjęcie…

Wyjeżdżając z kompleksu świątynnego trafiamy na małpy, które siedzą na trawniku. Różne, duże i małe. Zatrzymujemy się oczywiście na sesję zdjęciową😊

Już w mieście wstępujemy na lunch, by uzupełnić pokarm płynny i stały. Pan od tuk-tuka poleca nam swoje miejsce.

Siły zregenerowane więc ruszamy dalej. Jedziemy do Muzeum Narodowego Angkor, gdzie możemy poznać i zobaczyć w tych zasobach, które przetrwały, całe bogactwo Złotej Ery Królestwa Khmerów.

Kramy przy świątyni
Przyczajony tygrys…
Angkor Wat
Smacznego
Nasi bracia mniejsi

Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry