24.02.2022

„Gdy wyruszysz do Angkoru,
nie wrócisz sobą.”
Khmerskie powiedzenie

Każdy z nas ma swoje doświadczenia i wspomnienia. Takie, do których chętnie wraca.

Tłusty Czwartek właśnie mi się z takimi „tłustymi” kąskami kojarzy. Nie zawsze chodzi o doświadczenia kulinarne, ale również inne, emocjonujące, które wzmacniają nasz dobry-stan. Bo o to nieustannie musimy w sobie zabiegać. Nieprawdaż?

Teraz, gdy czas pandemii jeszcze w toku, a my jesteśmy świadkami kolejnej grozy w postaci autentycznej, fizycznej wojny, co w XXI wieku po prostu się w głowie nie mieści…, może warto do tych wspomnień regularnie wracać, by się naturalnie wzmacniać?

Takie „tłuste wspomnienia” mam zebrane, jeszcze bardzo świeże i ciągle żywe, z ostatniej naszej kambodżańskiej wyprawy, z której wróciliśmy zaledwie kilka dni temu.

W pandemii mieliśmy unikatowe doświadczenie odwiedzania najsłynniejszego kompleksu świątynnego na świecie bez tłumu turystów. Mam świadomość, że to się już nigdy nie powtórzy. Zwykle do najbardziej znanych miejsc były długie kolejki odwiedzających.

A nam się udało i byliśmy sami w Angkor. Jak pisze Jacek Pałkiewicz w swej książce „Angkor”:

„Angkor, co po khmersku oznacza „miasto”, to starożytne i bajecznie bogate centrum khmerskiej cywilizacji, które od IX do XV wieku było ośrodkiem największego imperium w Azji Południowo-Wschodniej. (…) rozciągała się od Chin po Malaje i obejmowała dzisiejszą Kambodżę oraz częściowo Tajlandię, Wietnam i Laos. Na obszarze około jednego tysiąca kilometrów kwadratowych znajdują się ruiny pałaców królewskich, duża liczba klasztorów i świątyń, mosty, fortece, budynki towarzyszące i na wpół zagrzebane w ziemi sanktuaria (…) To największe na świecie muzeum archeologiczne pod gołym niebem (…) Pełny przepychu, tętniący życiem Angkor przewyższał rozmiarami ówczesny Rzym i liczył około miliona mieszkańców, podczas, gdy w Paryżu mieszkało 250 tysięcy, a Krakowie zaś niespełna 20 tysięcy.”

Dlatego doceniamy te samotne wędrówki po Angkor Wat, Angkor Thom, Bayon (zdjęcie powyżej), Ta Prohm, Phnom Bakheng, Banteay Srei, Phnom Krom, Kbal Spean, Phnom Bok, Preah Khan…tam wracaliśmy ze 4 razy!

Ostatnia nasza wyprawa przed wyjazdem, przez dżunglę, to wyprawa właśnie przez świątynię Preah Khan do świątyni Ta Nei i potem do Ta Keo. Leśnie, dziko, byliśmy zupełnie sami. My i zwierzyna, choć już w południe głęboko ukryta. Powtarzałam sobie w głowie: my was nie widzimy ale wy nas – doskonale!

Żal nam było wychodzić z tego lasu. chcieliśmy ostatniego dnia nasiąknąć nim na zapas…

W Ta Nei nie było nikogo, nawet strażników świątyni. A ona taka piękna, ukryta, zarośnięta, podobnie jak Ta Prohm. Tylko wysoko na drzewie dojrzeliśmy duży plaster miodu z uwijającymi się pszczołami.

Z kolei Ta Keo majestatyczna, wysoka, na odkrytej przestrzeni ale również odludna, pusta, cała nasza:)

Somerset Maugham, angielski pisarz i dramaturg, napisał: „Nie można umrzeć, nie zobaczywszy Angkoru.”

W pełni się z nim zgadzam.

Za Kambodżą tęsknię bardzo. Każdego dnia. Długo jeszcze śnią mi się kambodżańskie sceny, z modliszkami, wędrówkami i rozmowami…

Tęsknię za gorącymi kamieniami Angkor Wat, na których siadywaliśmy, za pochodem termitów o 7.00 rano w Banteay Kdei, za gąszczem leśnym, przez który się przedzieraliśmy w drodze do Ta Nei, za zimorodkiem, który pozował nam jak basza, za dojrzałymi owocami mango, które rozpływają się w ustach, za koncertem cykad, za gwarem na targowisku, za kolorami ulicy, za „naszymi” w ulubionej restauracji, za Sobenem i dzieciakami ze szkoły…

Pieczołowicie ich trzymam w sercu i nie puszczam.

Dlatego dziś, w Tłusty Czwartek, delektuję się wspomnieniami.

One mi pozwalają czekać…czekać na więcej…

W świątyni Banteay Kdei
W świątyni Preah Khan
Brama do świątyni Banteay Kdei
Majestatyczny świątynia Angkor Wat

Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry