14.04.2022
„Skowronek
Śpiewa cały dzień,
I dnia za mało.”
Basho
Pamiętacie refren starej piosenki: „Haiti może się zdarzyć nam, na drodze do Ełku”?
Miałam podobną myśl w głowie w czasie ostatniej wizyty w naszym lesie.
Obowiązkowo pobudka 3.45, by wyjść jeszcze nieco wcześniej, choć tym razem słońce wschodzi za chmurami.
Wcześnie rano jest bardzo gwarno w krzakach. W oddali słyszymy klangor żurawi, a blisko – dzięcioła, sikory, szpaki, kosy, strzyżyki, trznadle, kruki i sójki.
Na początku witają nas dwie sarny. Spotykamy je co tydzień w tym samym miejscu. Na stawach urzędują łyski i łabędzie. Nad nami przelatują co chwilę żurawie, czaple i bieliki.
Na polu pasą się gęsi. Skowronki głośno śpiewają, wzlatują nad nami i zaraz lądują w trawach.
W pewnym momencie, w pewnej odległości dostrzegamy nasze stado jeleni! Ależ ekscytacja, znowu przygoda! Chcemy je podejść. Skradamy się. Na początku nas nie widzą, tylko spoglądają w bok, w stronę krzyczących gęsi. Może tam się coś dzieje.
Chcemy podejść je jeszcze bliżej. Trzeba tylko przejść do małego brzozowego zagajnika. Traf chce, że nas dostrzegają. Patrzą, patrzą i uciekają…
Takie losy tropicieli.
Ale je widzieliśmy! Zaliczone!
Idziemy wśród wysokich traw i spotykamy remiza, który buduje sobie wiszące gniazdo. Piękny widok, tym bardziej, że to rzadki ptak. Mamy to szczęście, że widzimy go już drugi raz i to w innej lokalizacji:)
Siadamy w fajnym miejscu na zwalonym drzewie. Drugie śniadanie mistrzów:) Odwiedza nas co chwilę perkoz rdzawoszyi. Nurkuje i wypływa obok. Przypływa łabędź, potem gęsi. Siedzimy bez ruchu. Łabędź nas dostrzega, zastyga i szybko odpływa. Gęsi, gdy się orientują, że jesteśmy, z krzykiem odlatują.
Tak, mam wyróżniający się, niebieski pompon na czapce. I one mnie widzą.
Gdy zakładam siatkę na pompon, przylatują gęsi. Nie dostrzegają nas. Potem przypływają łyski. Też jesteśmy dla nich niewidoczni. Nad nami krąży błotniak stawowy.
Wniosek jest prosty: zmieniam czapkę:) Wtedy wtopię się całkowicie w otoczenie.
Słońce miło świeci nam w twarze. Fajnie się siedzi w leśnym towarzystwie.
Po pewnym czasie ruszamy. Po drodze mija nas latolistek. Przecież już południe, słoneczne i ciepłe, więc wychodzą owady i motyle. Są pszczoły, bąki, zielony chrząszcz, gąsienica, dwa ślimaki. Delikatne kwiaty szczawika zajęczego wystawiają się do światła.
Trochę wieje. Nad nami przetaczają się potężne chmury.
Wychodzimy z zagajnika i dostrzegamy dwa pasące się na łące żurawie. Ja mam pompon zakryty ale idziemy w ich stronę, więc nieuchronnie nas dostrzegają. Odlatują.
Śledząc je wzrokiem natrafiamy na…nasze stado jeleni. W oddali ale są. Cudne, piękne.
Ruszamy się, więc dostrzegają nas i odchodzą. Ufam, że niedługo będziemy je mogli podejść bardzo blisko.
Wiatr się zrywa. Chmury się kłębią i kłębią. Typowo islandzka, zmienna pogoda.
Łapie nas nawet 5-minutowy deszcz.
I znów słońce.
Na sam koniec 8-godzinnej wizyty udaje nam się blisko podejść 5 saren. Pasą się na polu, dwie sobie leżą. Nie widzą nas, bo stoimy pod słońce.
Nasyceni islandzką aurą i bogactwem przyrody wracamy.
A w mojej głowie tańczy refren:
„Islandia może się zdarzyć nam, na drodze do lasu.”😊
Dobrego życia, dobrego czasu, dobrych świąt!
Komentarze(0):