28.04.2022

„Letnie niebo
Czyste po deszczu –
Pochód mrówek.”
Shiki

W tym tygodniu uruchamiam leśne, kambodżańskie wspomnienia.

Wstajemy rano, 5.15 czasu lokalnego (23.15 w Polsce😉).

Wyspani, głodni lasu i świątyń o świcie.

Kawa, śniadanie po francusku, z bułeczkami słodkimi i w drogę.

Pan tuk-tuk czeka na nas i zawozi do jednej z bardziej ulubionych przez nas świątyń – Banteay Kdei. Niezwykle różnorodna, z wieloma dziedzińcami wewnątrz, pięknie zachowanymi płaskorzeźbami, od zawsze robi na nas ogromne wrażenie.

Okazuje się, że w drodze, gdy powiewa o świcie, jest rześko! Mam nawet dreszcze!

Wstaje słońce. Ci, którzy wcześnie wstali i poszli do Angkor Wat, są na pewno uszczęśliwieni. Ale my również!

Stajemy przy kontroli biletów do świątyń, a tu pani ubrana w grubą puchową kurtkę z kapturem. Nie zdążę zrobić jej zdjęcia. Może będzie inny moment.

Podjeżdżamy pod świątynię. Pusto. Otwierają o 7.30, mamy jeszcze 10 minut czasu, więc przechadzamy się wokół. Panowie porządkowi już na miejscu.

Wpuszczają nas punktualnie i wchodzimy do raju.

Znów cudnie zamglona, bajkowa ścieżka wiodąca do jednej z piękniejszych tu świątyń. Po drodze oglądamy drzewa. Widać, że wilgotne. Ranki są tu jednak bardziej ożywione.

Tomek idzie bokiem, w stronę fosy. Ostatnio była sucha, teraz po porze deszczowej jeszcze jest woda i piękne fioletowe lilie.

Ja wchodzę przez boczne wejście świątyni i…oczom nie wierzę

Zaraz za wejściem, u mych stóp pochód termitów!

Wołam Tomka w wielkiej ekscytacji!

Jest 7.00 rano a one wędrują z drzewa nieopodal, ustaloną ścieżką, omijając przeszkody, w tym liście i zmierzają do świątyni. Ich trasa jest ściśle określona.

Co za widok! Dobrze, że ich nie podeptałam, bo są tuż przy schodach!

Oczywiście kręcę filmy, robimy milion zdjęć.

Ależ są szybkie. Przypatrujemy im się z bliska. Widzimy strażników czuwających nad resztą.

Pochód powiększa się w miarę marszu, bo schodząc z drzewa, wchodzą na kolejne, zwalone, pod którym są termitiery.

Czad! Jest ich cała chmara!

Dalej wędrują świątynną ścianą i wchodzą do środka.

Wędrówka ludów…

Idę tam za nimi ale nie da się przejść, korytarz zablokowany. To miejsce tylko dla nich. Ależ tajemnica…

Ciekawe, że niedaleko nich ulokowały się czerwone mrówki. Nie wiem, czy się zasadziły na termity, czy po prostu drogi obu gatunków się przypadkiem spotkały. Widzę, że strażnicy po obu stronach wyczekują zwróceni ku sobie.

Spotkanie na szczycie.

W pewnym momencie pochód się kończy.

Całe wydarzenie trwa kilkanaście minut.

Po termitach zostaje tylko ciemny ślad – ich własna historia.

Niesamowite, że mieliśmy możliwość zobaczenia tego przemarszu.

Pełni emocji idziemy dalej.

W lesie egzotyczne dźwięki ptaków i gibonów. Latają chrząszcze i motyle.

Tomek schodzi głębiej do fosy, a ja wchodzę do pustej świątyni o poranku. Ciepłe światło muska jej mury.

Cisza, spokój. Mistycznie, duchowo.

Nad świątynią góruje jeszcze księżyc.

Znajduję pająka w słońcu, jest jeszcze malutki.

Gdy idę na chwilę do toalety na zewnątrz świątyni, Tomek wypatruje węża wodnego, który tak się go boi, że czmycha w krzaki:)

Idziemy w stronę wody, wzdłuż zewnętrznego muru świątyni. Docieramy do miejsca, gdzie 3 lata temu były modliszki. Schodzimy po skarpie do wody.

Modliszek nie widać, choć zbliża się południe. Są za to fioletowe lilie, na wyciągnięcie ręki.

Trafiamy też dwie zakamuflowane jaszczurki. Idealnie wtopione w tło.

Powoli ruszamy do wyjścia.

Dziś termity zrobiły nam dzień!

Jeszcze przy bramie, jak 3 lata temu, trafiamy wylinkę cykady.

Fajnie, że to są już takie „nasze” miejsca.

Na murze sporo dużych pajęczyn i otworów…

Tu musi się dziać;)

Wchodzę przez wejście po lewej i spotykam termity
Idąc omijamy liście:)
Wędrówka ludów
Są i koleżanki-czerwone mrówki
Spotkanie na szczycie
Kamuflaż
Piękne lilie
Daj mu palec…
Wylinka cykady
Moja radość w świątyni:)

Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry