05.05.2022
„W innym świecie
Może byłem twoim kuzynem,
Kukułko?”
Issa
W majówkowy weekend wybieramy się do lasu nad ranem. Ekstremalnie:) Wstajemy po 1.00, na miejscu jesteśmy 3.20.
Ciemno.
Chciałoby się powiedzieć – głucho. Ale nie…
Słyszymy puszczyka:)
Oko się szybko przyzwyczaja do ciemności. Jest miło.
Pojedyncze głosy żurawi i gęsi. Brzask majaczy na horyzoncie.
Po godzinie na stawie gwarno. Słyszymy kukułki, zaraz pojawiają się na polu skowronki.
Coraz jaśniej. Widać i słychać coraz więcej. Dołączają dzięcioły. Wcześnie zaczynają swą pracę.
Wędrujemy do miejsca jeleni.
Siadamy w trawie pod brzozą, by się nieco zaczaić w ukryciu.
Mija nas lis. Mijają i gęsi. Chwilowo jesteśmy niewidoczni.
Niebo różowi się. Mgła się podnosi.
Usypiam tuż po wschodzie słońca, jakoś przed 6.00. To krótka drzemka ale treściwa;) Budzi mnie zsuwający się z kolan aparat.
Zimno. Jest nawet szron. Słońce chowa się za chmurami.
Lecą żurawie, a my mamy mokro w butach.
Idziemy dość cicho, mijają nas łanie. Jednak dostrzegają i uciekają.
Dochodzimy do czeremchy. Pachnie upojnie. Na kwitnących krzakach całe mnóstwo zielonych chrząszczy. Zabawiają się w miłosnych uściskach.
Hurra, przyleciał trzcinniczek, rokitniczka i trzciniak zwyczajny. Słyszymy je i rozpoznajemy.
Jest też nasza brzęczka, rudzik, myszołowy, trznadle, sikory, kosy i drozdy. Jest pierwiosnek i świstunka, strzyżyk i świergotek. Wszystkie je potem odsłuchujemy w aucie, bo mamy płyty z głosami ptaków.
Mijamy ślady dzików, jeleni i saren. Dochodzimy do bobrowiska.
Fajnie, bo sporo owadów po ciepłych dniach i dużej dawce wilgoci. Na trawach schną komary, pająki i komarnice. Chrząszcze z kroplami rosy.
Małe ślimaki wędrują swoją drogą.
Przebiega sarna, gdy odnajdujemy kaczeńce. Nowe, młode kępy.
Znajdujemy na trzcinach trzy gąsienice tego samego gatunku.
Za to nie ma pary kaczek, która nam przy poprzednich wyjściach towarzyszyła i ją niechcący płoszyliśmy. Nie ma też głośnych gęsi. Prawdopodobnie już siedzą na gniazdach i wysiadują jaja.
Za to niedaleko nas lata biało-szary samotnik. Jest cudny!
I kruki nas dostrzegły! Wiadomo!
Nim się orientujemy, dochodzi 9.00. Choć może trochę tak – burczy nam w brzuchach, przecież w nocy nie jedliśmy śniadania;) Chyba, że wejdziemy na stałe w ten tryb, a wówczas – jak w filmie Barei:
„Ja, to proszę pana mam bardzo dobre połączenie: Wstaję rano, za piętnaście trzecia, latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację, tylko wstaję i wychodzę.”
Siadamy w naszym ulubionym miejscu. Wyciągamy łakocie. Zaczynają kumkać żaby.
Przypływa perkoz i łyski. Swojsko, sielsko, soczyście, czujnie.
Znów kołuje błotniak stawowy. A ja znów zapadam w mikro-drzemki. Pilnuję tylko, by nie spaść z drzewa;)
Po śniadaniu ruszamy drogą, niedaleko na drzewie siada bielik. Nie widzi nas. Dopiero, gdy się zbliżamy, majestatycznie odlatuje.
W trzcinach słyszymy czaplę bąk.
W oddali wzbija się i ląduje stado szpaków. Za chwilę stado skowronków. Drozdy gonią się w dzikim pędzie.
Rusałka pawik towarzyszy nam w wędrówce po łące.
Na stawie znów perkozek, a w trzcinach pająki misternie tkające swe sieci.
Słońce za chmurami. Miękkie, zdjęciowe światło.
Idąc ścieżką, widzimy dziurki w ziemi. To świerszcze! Przysuwamy obiektyw, a one się szybko chowają. No tak. Prawdziwie: „co mi zrobisz jak mnie złapiesz”;) Ale jesteśmy wytrwali. Czekamy leżąc na ziemi, w bezruchu.
Udaje się! Mamy szczęście, bo prowadzą bardzo skryty tryb życia.
Na odchodnym żegna nas myszołów.
Osiem i pół godziny w lesie. Majówkowe wędrowanie.
Komentarze(0):