01.12.2022

„Jeszcze w zielone gramy
Jeszcze nie umieramy…”
Wojciech Młynarski i Jerzy Matuszkiewicz

W lesie gościmy nieco później, ponieważ rano pada deszcz.

Sójka przelatuje nam niebezpiecznie blisko maski. Czyj duch?

Docieramy w samo południe. Chmury wiszą na niebie, szare, ciężkie, dostojne.

Gęste.

Lubię ten listopad mroczny. Światło nie jest ostre.

Szarość nabiera wyrazu.

Jest różna.

Cicho. Przyjemnie.

Aura zachęca do zadumy.

Na chwilę wychodzi słońce. Kłania się nam nisko.

Gęsi lecą na niebie kluczami.

Przelatują łabędzie nieme. I tylko ten zamaszysty trzepot dużych skrzydeł daje nam o nich znać.

Na stawie kilka kaczek i para łabędzi krzykliwych.

Niedaleko nas kilka żurawi. Skradamy się. Są bezpieczne.

Dzięcioł w znanym sobie miejscu.

I miejsce-po-sowie bo jej nie ma.

Mnóstwo za to śladów-po-dzikach.

Siadamy i jemy koło sowy. W oddali klangor żurawi.

Sikorki buszujące w krzakach.

Znów chmury.

Grzyby-w-rozkładzie po drodze. Śmierdziuchy. Natura. Tu też życie przecież…

I ćma biała. O rety, a ty skąd?

Ale cicho.

Błogosławiona ta cisza.

Kowalik.

Myszołów w oddali.

I tylko jeden strzał myśliwego.

Myślałby, że tu rządzi…

Buczyna jeszcze w czerwieni.

Modrzewie nie zrzuciły igliwia. Krzykliwe, żółte.

I ta zieleń trawy…

Bo jeszcze w zielone gramy…

W drodze powrotnej krzyczy na nas dzięcioł.

I osiem krzykliwych łabędzie nad nami.

Zaczyna zachodzić słońce.

A my tu dziś tak krótko…tak mało…

Cztery godziny chowamy do kieszeni na deser.

Bo jeszcze w zielone gramy…

Jeszcze..
Świat mikro
Zielono…
Na stawach
Perspektywa

Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry