08.12.2022

„Wiem, że trzepot motyla w Chinach
może wywołać huragan na Karaibach.
Wierzę w to.
Można nawet obliczyć prawdopodobieństwo. Jest niewielkie.
I tyle trzeba czekać…”
Robert Redford, Hawana

Niespodzianka, nieoczekiwanie, nagle, bez zapowiedzi…

Dziś rano.

Zostaję obdarowana.

Wypatrywałam ją przez ostatnie dwa lata, o poranku i o zmroku, w lesie i nie-w-lesie, mając zawsze nadzieję…

A dziś. O rety…

Koleżanka mówi dziś rano do mnie:

„- Aniu, nie mówiłam Tobie, że u nas mieszkają sowy?

– Słucham? SOWY…?

– No tak, tam na drzewie, zobacz!”

I patrzę. I oczom nie wierzę. Siedzi na drzewie sowa. Pędzę po kurtkę i w kapciach biegnę do ogrodu…na mróz…

Podchodzę bliżej…tak…sowa…uszatka…jako żywo to ona…moja wyśniona!

Przyglądam się, podchodzę bliżej choć nie chcę spłoszyć. Oczy ma piękne, zmrużone, uszy jeszcze piękniejsze.

Stoję tak zapatrzona.

Siedzi i zapatrzona ona.

Mam telefon. Robię kilka zdjęć. Kto by pomyślał, by brać cały sprzęt? Kto by się spodziewał takiej sytuacji?

Nagle nad moją głową, nieco bliżej coś się porusza i wzbija do lotu. Ojej…druga sowa…i trzecia…Stoję tak w osłupieniu.

Wreszcie ta moja też odlatuje. Do swoich.

Wprawdzie niedaleko. Lądują na sąsiadującym świerku.

Nie idę już za nimi. Nie chcę drażnić. Tym bardziej, że mogły być zaniepokojone. Wtedy mrużą oczy właśnie i wyciągają się na gałęzi.

Smakuję to spotkanie.

Co za poranek!

Niebo przeciera się. Czyste, różowiejące.

Zaraz wstaje słońce.

A ja z trzema uszatkami rozpoczynam TEN dzień.

Wyjątkowy dzień😊


Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry