20.04.2023

„Deszcz wiosenny –
I kaczki, których nie zjedzono,
Chwalą go kwakaniem.”
Issa

Tego dnia jesteśmy w lesie popołudniową porą. Chcemy o zmierzchu podejść puszczyka. Jeśli są małe, będą wyłazić z dziupli i chodzić wokół wydając głośne skrzeczenia.

Witają nas zawilce gajowe, szczawiki zajęcze i fiołki.

Mała myszka baraszkuje pod konarem drzewa.

Podchodzimy do potężnego dębu. Nastroszona modraszka krzyczy na nas groźnie. Okazuje się, że na niewielkiej wysokości ma swoją dziuplę. Dostrzegamy współlokatora.

Na kolejnym dębie swój dom ma pełzacz. Bacznie go obserwujemy.

Jest ciepło, 15 stopni, słońce mocno przygrzewa.

Zielono, ciepło, soczyście. W takich warunkach żaby zaczynają swoje gody, a ich kumkanie towarzyszy nam do ostatnich leśnych chwil po zmroku.

W oddali łabędzie krzykliwe.

Gęsi ganiają się po tafli wody. Gody, gody!

Dziś druhem nam latolistek cytrynek.

Są kruki, myszołów nad stawem. I brzęczka. Witaj wiosno!

Płoszymy krzyżówki baraszkujące w trzcinach.

Jest kormoran. Też płochliwy więc spokojnie, powoli go podchodzimy. Nurkuje.

Na drodze mała żaba. Zamiera na nasz widok.

W krzakach latają kosy, szpaki. Obserwujemy tańce godowe gągołów.

Siadamy na późny lunch nad stawem, na zwalonym drzewie, u dzięciołów. Ale ich nie ma, a na stawie rodzina gęsi z 3 maluszkami! Spokojnie od nas odpływają, bez paniki ale jednak.

Widzimy na stawie łyski. W oddali żurawie, które zmierzają w naszą stronę i nawet nas nie dostrzegają. Przelatują bez szybkich zwrotów akcji.

Na pobliskim drzewie pomyka wiewiórka, ruda kita!

I słyszymy bąka! Będzie nam też towarzyszem, z żabami, do zmroku.

Zamykam oczy.

Błogi stan.

Rozpoznajemy pierwiosnka! Charakterystyczny, cudny śpiew!

Idziemy dalej, a z nami raniuszek, czubatka, zięba.

Jest i perkozek na stawie. Wszyscy się uwijają, praca wre!

Gody, gniazdowanie, młode, wypuszczanie z gniazd – cykl życia. Tu niezmienny.

Podchodzimy sowę. Zamaskowani. Siadamy przed 18.00 i chcemy wyczekać zachodu.

 Trwamy bez ruchu ponad 2 godziny. Obserwujemy.

Przez głowę przetaczają się wszystkie możliwe myśli. Praca, zadania, zajęcia. To, co było, to, co ma być.

Pojawiają się fragmenty książki, którą właśnie przeczytałam, a staje się moją ukochaną.

„Małe życie” Hanyi Yanagihary.

Wracam do scen, bohaterów, momentów. Jude, Willem, Malcolm, JB, ich historie, przeżycia, wielka przyjaźń…żywe są we mnie sceny, historie, spojrzenia…

Rozmyślam ale po upływie czasu te myśli się rozpływają.

W pewnym momencie pojawia się pustka w głowie. Nie-byt? A przecież byt i obecność właściwa właśnie.

Już mi trudniej przypomnieć sobie cokolwiek. Wyczyściło się. Trwam. Jestem.

Chwilę przed ósmą sowa pojawią się w dziupli. Ledwo dostrzegalna. Siedzimy naprzeciw. Żadnego ruchu.

Wreszcie 20.15 wylatuje z dziupli na łowy. Jest już ciemno.

Żadnych dźwięków, nie słychać młodych.

Ruszamy. Podsłuchujemy, czy w dziupli ktokolwiek.

Nic. Cisza.

Może za młode jeszcze? Niewyklute? A może w tym roku ich nie będzie?

Wrócimy i sprawdzimy. Na pewno.

Tymczasem idziemy i staramy się tym razem być głośni,  by nie spotkać dzików lub nie spłoszyć jeleni.

Tylko żaby nam towarzyszą. I bąk. Miarowo.

Wędrujemy w delikatnym, wiosennym deszczu.

6 godzin resetu i 2 godziny trwania bez ruchu.

Wysiłek.

Wart doświadczenia.

Leśnie, słonecznie, popołudniowo
Błogi-stan
Podglądamy pełzacza

Komentarze(0):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Idź do góry