22.06.2023
„Zmieniając ubranie
Ale nie moje wszy
Włóczykija.”
Issa
Uciekając przed burzą i deszczem, który zapowiadają potężne chmury, docieramy do naszego hotelu. Włączamy od razu klimatyzację. Sprawdzam jeszcze przed wejściem, czy na ścianie wisi duża ćma, którą widzieliśmy w południe. Wisi. To jeden z zawisaków. Rano powitała nas inna. Znaleźliśmy ją na fotelu. Niesamowite przygody od samego początku przyjazdu.
Ale teraz, najważniejsze to się schłodzić, bo ciało gorące od parności i pot ścieka nieustannie. Ręce opuchnięte jeszcze po podróży.
Dziś byliśmy już na górze Phnom Bakheng. Potem idziemy do szkoły, tam na nas wszyscy czekają..
Akcja, akcja. Chyba nie potrafimy nic-nie-robić. Rano budzę się 6.15 już na nowy czas. Jest 5 godzin różnicy. Wyspana, choć jet lag jeszcze będzie doskwierał kilka dni. Ale wczoraj położyliśmy się o 22.00, umordowani po 3 dniach podróży…
Idąc na Phnom Bakheng, na dole, przy krzewach kwiatowych jak zwykle pełno motyli. Ale one nie chcą siadać, tylko latają jak wściekłe! Jest tak zielono, soczyście. W zeszłym roku byliśmy na przełomie stycznia i lutego i było totalnie sucho. Teraz, jakby tu była wiosna😊 Powoli wędrujemy gęstwiną. Słonie już tu nie chadzają ale nadal się tak tę górę nazywa.
Pot się leje nam po twarzach. Mijamy może kila osób.
W połowie trasy psuje mi się obiektyw makro. Trochę słabo, bo ja fotografuję tu głównie owady. Nic z tym teraz nie zrobimy. Tomek daje mi swój, a on będzie robił zdjęcia długim obiektywem. Jakoś musimy sobie poradzić…a on przy odpowiednim ustawieniu zrobi i makro takim długim.
11.13 docieramy na górę. Jest widok na Angkor Wat. Jak zawsze, bajkowy, ujmujący. W tej gęstwinie zapiera dech w piersiach…
Na gałęzi przystaje jaszczurka. Siedzi tak z nami. Potem idzie i wraca. Są koniki polne, ptaki ale te tylko słyszymy, latają motyle. Wielkie, efemeryczne…ale nie usiądą😉 Jest nasz turkus, i czarny, żółty i biały, pomarańczowy, fioletowy, wszystkie kolory świata.
Od tej góry zawsze zaczynamy zwiedzanie świątyń. Taka już nasza tradycja i wiele wspomnień. Tu po raz pierwszy zobaczyłam potężnego pająka prządkę olbrzymią rozłożoną na swojej pajęczynie.
Tu widzieliśmy wtedy węża, potężną ćmę, zakochaliśmy się w motylu turkusowym, od tego czasu zwanym „turkusem”. Tu w zeszłym roku widzieliśmy dwa rywalizujące ze sobą gekony toke. Siedziały sobie na jednym pniu. W porze suchej bez liści, dziś tego pnia w gęstwinie nie mogłam odnaleźć!
Potem w domu, na jednym ze zdjęć, wraz z gekonami dostrzegliśmy małego węża.
Takie przygody i takie wspomnienia mamy z górą słoni. Kapitalizacja dobrych emocji, kapitalizacja dobrych wspomnień.
Dziś mamy jaszczurkę ale i znajduję modliszkę niedaleko tarasu widokowego. W kolorze pnia drzewa, świetnie zamaskowana.
Wracając migają nam na gałęziach wiewiórki.
Na dole jeszcze szybki rzut okiem na kwiaty, może motyl usiądzie? Rozglądam się po trawach i co widzę? Modliszkę! Te były naszym celem w zeszłym roku i proszę, jakie powitanie😉 Jest malutka, jak w porze suchej, ale może uda nam się trafić większe.
O 13.00 wracamy, bo na 15.00 do szkoły a trzeba jeszcze zjeść i się wykąpać.
W szkole The Global Child mamy zajęcia z astronomii (Tomek) i dobrostanu (ja). Dodatkowo w tym roku mam warsztaty z rodzicami – jak wspierać dzieci w rozwoju. To duże wyzwanie, bo są rodzice, którzy nie potrafią czytać i pisać. Muszę dobrze się do tego przygotować.
Wieziemy dzieciom do szkoły: 3 kg krówek, lornetkę, którą podarowała jedna pani, a nie zmieściła się nam w zeszłym roku, książki o astronomii, które kupił Tomek w Stanach, długopisy, pocztówki astronomiczne, koszulki z Korei po konferencji, dla Orna i Sobena, miód i prawdziwki suszone (te ostatnie dla Sobena).
Nie możemy się doczekać spotkania…😊
To ostatni przedwakacyjny wpis na blogu. Dobrego odpoczynku:) Widzimy się 7 września:)
Komentarze(0):