16.05.2024
„Życie daje każdemu tyle, ile sam ma odwagę sobie wziąć, a ja nie zamierzam zrezygnować z niczego, co mi się należy.”
Jacek Pałkiewicz
13 lutego 2024 jesteśmy nadal w Hangzhou, pobudka wcześnie, 5.20. Idziemy na śniadanie 6.30, a chwilę wcześniej robię zdjęcie z okna pokoju, przed wschodem słońca. Cudnie!
Na sali śniadaniowej jest kilka osób, znów w kurtkach. Nieco zmienione menu. Już nie ma placuszków o smaku farszu pierogów ruskich ale placuszki zawijane z mięsem, na ostro. Ustawiam się w kolejce po zupę, dziś biorę z pierożkami, grzybami i zieleniną. Doprawiam sama różnymi dodatkami, wodorostami, zieleniną, sosem sojowym. Dodatkowo biorę zieleninę, morning glory obowiązkowo, kalafior na woku, kilka plastrów boczku smażonego i arbuza. Nie ma ciasteczek jajecznych ale mamy jeszcze, z wczoraj, tiramisu😉 Trzeba pokonać😉
Ciekawostka: gdy stoję w kolejce po zupę, Tomek obserwuje pana, który ustawia się w kolejce po kawę ale nie ma cierpliwości, idzie do innej maszyny, tamta nie działa, wreszcie wkurzony rzuca kubkami (na szczęście plastikowe) o podłogę i obrażony wychodzi z jadalni😉 Niezła scenka rodzajowa😊
O 8.00 jedziemy metrem do Narodowego Parku Mokradeł Xixi.
Jak podaje Wikipedia:
„Narodowy Park Mokradeł Xixi to park terenów podmokłych w Chinach, położony w zachodniej części Hangzhou w prowincji Zhejiang, a jego łączna powierzchnia wynosi 1150 hektarów. Park składa się z sześciu głównych cieków wodnych, wśród których rozsiane są różne stawy, jeziora i bagna.
Wetland XiXi ma ponad 4000-letnią historię i bogate dziedzictwo kulturowe. Jest to pierwotna siedziba Chińskiej Opery Południowej, w której odbywają się tradycyjne zawody smoczych łodzi, mieszczą się tętniące życiem wodne wioski i produkuje się jedwab.
W sierpniu 2003 r. w ramach projektu ochrony Xixi Wetland rozpoczęto ochronę dzikiej przyrody i zabytków Xixi Wetland, dzięki czemu stał się on pierwszym narodowym parkiem mokradeł w Chinach.”
Do parku wchodzimy przed 9.00. Takie tu odległości, nawet metrem. Pustki. Kilka osób, ktoś ćwiczy. Ciepło, wiosennie. Kwitnące drzewa wiśni i śliwy.
„Śliwy w kwiecie
Moja wiosna jest zachwyceniem”
Issa
– brzmi jedno z japońskich haiku, które mi teraz chodzi po głowie.
Przystaję przy drzewach, przyglądam się pąkom. Teren przeogromny. Alejki, spacerowniki, jeszcze nie rozwinięte pąki krzewów, trochę łyso, po-zimowo ale z dala od tłumów, co cieszy. Oczywiście kamery, oczywiście śmietniki, ławeczki, co jakiś czas toalety – pełna infrastruktura. Ale my odbijamy w bardziej dzikie, ustronne miejsca, choć nadal zagospodarowane.
W parku wita nas wiewiórka, która zerka z dziupli i nawet się nie boi.
Są i ptaki, nawet sporo w porównaniu do herbacianych wzgórz. Czaple nadobne, ślepowrony (jest ich tu wiele, ukrytych na gałęziach drzew), łyski, kokoszki, perkozki, bogatki wschodnie, bilbile chińskie, dzierzby zmienne, mazurki, krzyżówki, sroki i inne kolorowe, jeszcze nie wiemy, jakie to😊
Są i miejsca świątynne. Przybytki z jedzeniem i oczywiście ulubione miejsce w Chinach, poza KFC, czyli Starbucks Cafe😉
Zaczyna się robić tłoczno. Wjeżdżają auta, spacerują ludzie. Zmierzają do wypożyczalni łódek, bo można tu pływać po mikro bajorku. I tak tłumnie pływają, rodzinami, ciesząc się przy tym, żartując i obowiązkowo robiąc zdjęcia.
Idziemy alejką i skręcamy w gęstwinę, gdzie znajdujemy na trawniku…dudka!
Za szybki, nie nadążamy z aparatami, odlatuje ale niedaleko😊 Na gałęzi czyści piórka, a my go oglądamy.
Mijamy piękne ostrokrzewy i siadamy w altanie. W dali spacerujący ludzie, my na uboczu, choć na chwilę. Tomek pali fajkę. Rozmawiamy.
Potem ruszamy, już w stronę wyjścia. Wszędzie tabliczki edukacyjne, kładki, mosty na mokradłach i ludzie robiący sobie selfie.
Ruszamy do wyjścia, mijamy anteny telefonii komórkowej „ubrane” w sztuczne drzewa. Niezły pomysł. Wyjście wzdłuż ruchliwej ulicy, ale jeszcze terenem parkowym. Ileż tu ciekawych rozwiązań, projektów! Zwykły park, a nie taki zwykły.
Idziemy do metra na stacji w Dongyue, wysiadamy na Wulin Square, by coś zjeść i potem już zmierzać do pociągu. Przecież jesteśmy już spakowani do domu, do Nanjing😊
Na Wulin Square dzielnica wieżowców. Idziemy do jednego z domów handlowych i tu siadamy w jednym z lokalnych przybytków. Dostajemy pyszną michę wieprzowiny z kosteczkami, z warzywami, w sosie i z placuszkami. Do tego kapusta w woku z sosem sojowym i czosnkiem. Uwielbiam! W zestawie deser, choć na pierwszy rzut oka boję się, że to zimna zupa, z lodem i podrobami (takie tu też na Wschodzie dają). Okazuje się, że to żelatyna z owocami, sosem, słodką fasolą. Pyszne! Jeszcze lemoniada z limonką😊
Czujemy, jak zmęczenie nas dopada, a trzeba jeszcze przejechać metrem do dworca.
Znów „zjarani” słońcem. Tomkowi schodzi już skóra z nosa😊
Ruszamy w stronę metra, po drodze mijając mechanicznego smoka, atrakcję tutejszego placu głównego. Pewnie w sam Nowy Rok ten smok pełnił główną rolę.
Na dworcu kolejka, do kontroli paszportowo-dowodowej i kontroli bagażu. Potem chodzimy sobie po tych przepastnych przestrzeniach, w dzikim tłumie. Ale nikt się nie ciśnie. Ludzie siedzą na ławkach i czekają. Wiedzą, gdzie, co i jak. Bez chaosu.
Idziemy jeszcze po picie na drogę i też siadamy przed naszą bramką 3A, peron 3.
Jeszcze fotka super auta wystawionego pokazowo na dworcu: Avatr 12.
Ten dworzec też potężny, piękny, futurystyczny. Ale w Nanjing jest największy:)
Idziemy do bramki na 15 minut przed odjazdem. Potem peron, nie przekraczamy żółtego pasa, bo policjant chodzi i pilnuje.
Ruszamy równo 18.48. Żadnego spóźnienia. Ciemno za oknami. Pociąg przyspiesza do 305 km/h.
Jedziemy 1 h i 8 minut dokładnie jak w szwajcarskim zegarku.
Jeszcze nasz market, mleko sojowe kupione i do spania!




























Komentarze(0):