20.02.2025
„Słowa staniały. Rozmnożyły się, ale straciły na wartości. Są wszędzie.
Jest ich dużo.
Mrowią się, kłębią, dręczą jak chmary natarczywych much. Ogłuszają.
Tęsknimy więc za ciszą. Za milczeniem.
Za wędrówką przez pola. Przez łąki.
Przez las, który szumi, nie plecie, nie tokuje.”
Ryszard Kapuściński
5 stycznia 2025
Śpicie, a ja nie, choć powinnam…
Nieźle mnie „pozamiatało” po wczorajszym masażu. Powiedziałam pani – była inna – żeby było mocno…no i było…aż się popłakałam, ale tak mocno to jeszcze nigdy nie miałam. Zaraz po masażu czułam się dobrze, ale potem…całe ciało gorące, zaczęło mi mówić, co mu zrobiłam…
Ale co zostało z planów z 3 stycznia?
Oczywiście tego dnia nie śpię już wcale.
Co będzie tej nocy?
7.15 idę na basen. Cicho, pusto, przyjemnie. Na dworze pochmurno. W basenie miło, nawet w pierwszym momencie rześko. Ja, woda i ptaki wokół. Różne dziwne, niespotykane w Polsce dźwięki.
Kąpiel i obrabiam kilka zdjęć.
Wstaje Tomek i idziemy na śniadanie. Tomek zamawia zupę z makaronem i warzywami, azjatycką, ja smażony ryż z warzywami, kurczakiem i wbitym na wierzchu sadzonym jajkiem. Kawa i owoce w zestawie.
Potem ruszamy na targ po owoce i torebkę prezentową na cukierki. Gdy docieramy – uwielbiam ten zgiełk, kolory warzyw, mięsa, owoców – decydujemy się kupić dwa piękne dzbany na cuksy – ciekawie i elegancko.
Wracamy, pakujemy się i do szkoły The Global Child. Od nas na piechotę to 15 minut spacerem. Jest południe, a słońce nawet nie operuje tak ostro jak w porze deszczowej.
Bramę otwiera nam Soben – ale radość z powitania! Potem Orn, w maseczce, bo przeziębiony. Dzieci jedzą lunch – jak wyrosły!!!! Przybiega syn Sobena, Mongkol, który od tego roku już jest uczniem The Global Child. Jak urósł!!!
Idziemy poznać nowe panie w kuchni. Pracuje tu od niedawna mama zeszłorocznej maturzystki. Przybiega Chhaylon, uściskom nie ma końca!!! Ależ wzruszenie! Przychodzi pani sekretarka, jest w ciąży, ależ cudnie! Ma córkę, teraz będzie syn! Gratulacje! Wzrusza mnie, jak oni się cieszą na nasz widok. Wszyscy się ściskamy.
Jesteśmy zaproszeni na lunch, przychodzi Makara, jeszcze jedna nauczycielka. Soben chwali maturzystów, wszyscy zdali egzaminy, szóstka z ósemki ma stypendia i zaczyna studia. Ale radość!
Rozmawiamy to z dziećmi, to z nauczycielami, siadamy, zjadamy zupę. Koniec przerwy na lunch o 13.00 i zaczynają lekcje, więc i my tak sobie zaplanowaliśmy, że o 13.00 nasz pan tuk tuk przyjedzie do szkoły. Choć szkoda, bo Soben mówi, że do 16.00 ma czas…trudno ach, przyjdziemy w poniedziałek. Wówczas będzie Dara. I zaplanujemy wtedy grafik naszych zajęć.
O 13.00 Soben odprowadza nas do bramy. Umawiamy się z nim na weekend. Czekamy na pana, zaraz podjeżdża.
Ruszamy do Angkor Wat, głównej świątyni kompleksu.
Pan wysadza nas przy głównym deptaku. Co ciekawe, most główny wreszcie otwarty po remoncie.
Jest trochę turystów, ale nie tłumnie. Włosi, Francuzi, sporo Rosjan i Chińczyków. Okazuje się, że trafimy tutaj na obchody Chińskiego Nowego Roku (29 stycznia 2025)! W zeszłym roku byliśmy w Chinach😊
Kończy się Rok Smoka. Zacznie się Rok Węża.
Wchodzimy i oczom naszym ukazuje się Angkor Wat. Tak piękne w swym majestacie! Zawsze mnie zachwyca.
Somerset Maugham, angielski pisarz i dramaturg, napisał: „Nie można umrzeć, nie zobaczywszy Angkoru.”
Jak pisze Jacek Pałkiewicz w swej przecudownej książce „Angkor”:
„Angkor, co po khmersku oznacza „miasto”, to starożytne i bajecznie bogate centrum khmerskiej cywilizacji, które od IX do XV wieku było ośrodkiem największego imperium w Azji Południowo-Wschodniej. (…) rozciągała się od Chin po Malaje i obejmowała dzisiejszą Kambodżę oraz częściowo Tajlandię, Wietnam i Laos. Na obszarze około jednego tysiąca kilometrów kwadratowych znajdują się ruiny pałaców królewskich, duża liczba klasztorów i świątyń, mosty, fortece, budynki towarzyszące i na wpół zagrzebane w ziemi sanktuaria (…) To największe na świecie muzeum archeologiczne pod gołym niebem (…) Pełny przepychu, tętniący życiem Angkor przewyższał rozmiarami ówczesny Rzym i liczył około miliona mieszkańców, podczas, gdy w Paryżu mieszkało 250 tysięcy, a Krakowie zaś niespełna 20 tysięcy.”
Robi wrażenie…
Spacerujemy głównym traktem i skręcamy w lewo. Bajkowe korony drzew, tak gęste, mozaika kształtów.
Siadamy w jednym z lokalnych przybytków na mango shake i przekąskę – Tomek zamawia wołowinę z warzywami, ja kurczaka z cebulą i sosem imbirowym.
Toaleta w towarzystwie głośnych kogutów, spacer do bramy bocznej i nad wodę. Po drodze kwitnące drzewa i krzewy, na niektórych nasadzone storczyki.
O 16.00 łapie mnie senność. Siadam niedaleko modlącego się w oknie świątyni mnicha, a Tomek spaceruje nad wodą w poszukiwaniu zimorodków. Zamykam oczy i tylko dźwięki natury wokół mnie.
W lesie gibony, cykady, gwarek, wilga, dzięcioł, czapla i oczywiście motyle😊
Obchodzimy Angkor Wat i po przeciwnej stronie bramy głównej podziwiamy zachód słońca. Widzimy tylko kontury, co jeszcze dodaje świątyni uroku.
Jeszcze tu przyjdziemy kilka razy, wejdziemy do środka.
Delektujemy się, powoli…nie wszystko-wszędzie-naraz…
O 18.00 wracamy. Nie było dzioborożców, może są tylko w porze deszczowej?
Gatunek na granicy wyginięcia. Na wolności może żyć 30-40 lat!
Jest pan tuk tuk. Po drodze mijamy makaki. Sporo młodych ludzi nad fosą.
Rześko. Wracamy słynną Preah Sihanouk Ave, pięknie udekorowaną na Nowy Rok, z eleganckimi hotelami, butikami, latarniami. W parku nietoperzy lampiony noworoczne i duży napis: Happy New Year 2025. Na placu, przy dźwiękach muzyki z radia, duża grupa osób ćwiczy wspólnie o zmroku. Inni samodzielnie ćwiczą na sprzętach siłowych. Miasto tętni życiem, jednocześnie nie jest tłoczne, lecz klimatyczne. Latarnie wzdłuż rzeki i udekorowane mosty. Pięknie, czysto, wyjątkowo!
Pan wysadza nas w centrum niedaleko rzeki. Idziemy na grilla do pobliskiej restauracji. Tomek bierze grillowaną wołowinę, a ja makaron z owocami morza. Wszystko pycha, palce lizać! Prostota ale ostry ogień i przyprawy robią swoje. Jak świeży kafir (rośnie koło hotelu! Podobnie, jak mango!)…my mamy tylko mrożony, lub suche liście bez aromatu.
21.50 spanie. Wreszcie, bo przecież nie śpię od północy…
Zatem dziś tylko masaż wypadł z planu…ale wpadł basen.
Bilans zawsze na plus😊






Komentarze(0):