24.04.2025
„Kiedy się spieszysz, nic nie widzisz, nic nie przeżywasz,
niczego nie doświadczasz, nie myślisz!
Szybkie tempo wysusza najgłębsze warstwy twojej duszy,
stępia twoją wrażliwość, wyjaławia cię i odczłowiecza.”
Ryszard Kapuściński
16 stycznia 2025
Pobudka 6.15, śniadanie o 7.00 w hotelu. Biorę zupę azjatycką z makaronem i kurczakiem, Tomek zamawia smażony ryż z jajkiem i kurczakiem.
O 8.00 Tomek zaczyna zajęcia z uczniami, ja kończę szykowanie warsztatów dla rodziców na jutro.
Przyjemnie na dworze, nie biorę kapelusza, idę głównie w cieniu. Docieram do szkoły The Global Child na czas, brama otwarta, dzieciaki kończą grę na zajęciach Tomka.
Dziś warsztaty z motywacji. Czas nam bardzo szybko mija. W przerwie rozmowy z Sobenem i Chhaylon.
Po zajęciach przychodzi Tomek. Zostajemy w szkole na lunch. Jest zupa krabowa z mnóstwem zieleniny, smażona wieprzowina i ryż.
Z Sobenem umawiamy się na piątek, na warsztaty z rodzicami. Odbywają się one w American Corner w siedzibie University of South-East Asia. Zapisały się 33 osoby! Soben mówi, że bardzo chcą się ze mną spotkać. Część była w 2023 roku, część widziała się ze mną zdalnie. Ale fajnie! Też się za nimi stęskniłam!
Wracamy do hotelu, kawa, zabieramy nasze sprzęty i 13.30 z panem tuk tukiem jedziemy na popołudniowy spacer od bramy zachodniej do północnej murami Angkor Thom.
Pod bramą ślubna sesja zdjęciowa w popołudniowym świetle.
Wchodzimy na górę. Są duże motyle. Co chwilę słychać sóweczkę. Nauczeni na spotkaniu z ptasimi przewodnikami, wypatrujemy jej lornetką. Nie takie proste. Ona może być bardzo blisko, ale siedzi w gęstwinie. W dodatku jest malutka…
Tomek zasadza się na pająka, który siedzi w swej pajęczynie na ziemi. Jest ich tu dużo. Okaz ładnie pozuje w świetle. Starań wiele. Trzeba się położyć, a są czerwone mrówki, które wczepiają się swoimi paszczami i trzeba je odrywać. Jad niegroźny, ale bolesny😉
Znajduję malutkiego, turkusowego skakuna. Jest naprawdę malutki i ruchliwy, co chwilę ucieka pod liście.
Wędrujemy dalej. Jest trochę parno, jednak nie tak, jak w porze suchej. Dochodzimy do małej świątyni na rogu muru. To północno-zachodni Prasat Chrung.
Lubię to miejsce, bo jest ciche, spokojne, nie ma ludzi. Czasem przejeżdża pojedynczy rowerzysta.
Wchodzę na murek tuż przy samej świątyni. Tomek buszuje nieopodal w krzakach. Oglądam, przypatruję się.
O…jakaś duża pszczoła. Żółta, włochata…
Nie…to skakun!!! Jaki duży, jaki piękny!!! Jeny, jakie emocje. Robię mu milion zdjęć. Nie rusza się. Tylko głową w górę i w dół – tak mnie taksuje😊 Niestety, trochę tu ciemno. Ale trzaskam. Przychodzi Tomek. Jest w szoku, jakie znalezisko. Chce mi podświetlić lampką. Ale nie chcemy go płoszyć. I tak stoimy w zadziwieniu, wreszcie skakun skacze…w moją stronę, ale tak naprawdę pewnie służę mu za odbicie. I znika…
Jak się potem dowiadujemy od specjalisty w dziedzinie skakunów, Adriana Truchty, naszego kolegi ze Związku Polskich Fotografów Przyrody, to jeden z największych skakunów na świecie!!!
HYLLUS DIARDI. I w dodatku samiczka😊
Boże, jaka była wspaniała!!!
„Robi nam dzień”. Autentycznie. Oczywiście potem, już w każdej świątyni wykonuję podobną operację, jak tu. Wchodzę na mur, blisko ścian i sprawdzam, skanuję, badam…
Na razie bezskutecznie.
Jednak może, pewnego pięknego dnia…znów się trafi, podobnie, jak jeden z największych motyli świata – Pawica Atlas – którą widziałam w 2019 roku…
Ruszamy dalej. Po drodze spotykamy śliczną kózkę, chrząszcza, lecz odlatuje.
Na moment, w gęstwinę drzew przylatują dwa dzioborożce. Mniejsze od tych, widzianych w Angkor Wat, ale zawsze…
Mamy dziś dzień na żółto, bo dostrzegamy olbrzymiego, żółtego motyla. Siada na liściu kawałek od nas, więc teleobiektyw w ruch. Przykrywa liścia w całości. Ciężki.
A chwilę później, już przy mocno zachodzącym, wręcz pomarańczowym świetle, znajdujemy na drzewie piękne, żółte kózki w miłosnych pozach – trzy pary!!!
Ależ przygody! Jednego dnia!
Wracamy. O 19.00 kolacja w centrum, jak zwykle cioci Wisi😊 Cała rodzina już nas rozpoznaje. Generalnie, mocno się muszą napracować, by zwabić gości, bo stoliczków nad rzeką mnóstwo.
Zamawiam kalafiora smażonego w woku z kurczakiem. Tomek bierze morning glory i smażone skrzydełka. Kalafior pyszny, al dente, dosłownie na 2 minuty włożony do rozgrzanego woka. Potem będę chciała to powtórzyć w domu…
Wracamy do hotelu. Jest ciepło. 27 stopni. Kąpiel. Jeszcze rzut oka na prezentację i do spania! Ponieważ warsztaty mam na 14.00, to chcemy raniutko pojechać do Banteay Kdei…












Komentarze(0):