09.03.2023
„Kukułka kuka
Dla mnie, dla góry,
Na zmianę.”
Issa
Cierpliwość popłaca. Łapiemy zorzę, gdy udajemy się w stronę największego na Islandii lodowca, Vatnajokull. Niesamowita przygoda, bo zorza pojawia się nagle na naszej trasie i świeci całą noc. Łapiemy ją nawet z pokoju w hostelu😊
Kolejnego dnia robimy sobie cudną wycieczkę do kanionu, który nie jest wcale uczęszczany. Jest rześko. Wędrujemy cztery godziny wśród pozostałości lawowych, w księżycowym krajobrazie. W kanionie testujemy nasz wyprawowy czajnik – kawa ze źródełek torfowych jak marzenie!
Po wizycie w kanionie jedziemy na lodowiec do Parku Narodowego Skaftafell. Mamy raki. Tu spędzamy kolejne dwie godziny. Spacerujemy już przy zachodzącym słońcu. Lód trzaska, strzela, na szczęście nie pod naszymi stopami. Wyjątkowe uczucie! Nie czujemy zmęczenia, sycimy się tą lodową krainą.
Kolejnego dnia udajemy się znów w okolice Vik by przejść trasę po półwyspie Dyrholaey. Kolejne cztery godziny fotografii bez opamiętania. Bo jak tu się nie zachwycić? Wyjątkowe światło, feeria barw zachodzącego słońca. Wieje ale jeszcze nie tak, jak za kilka dni nam da mróz i wicher w kość…
Podziwiamy fantastyczny zachód słońca, mgłę unoszącą się nad czarną plażą, góry w oddali, żywioł fal uderzających z impetem o skały.
Następnego dnia jedziemy na lodowiec Myrdalsjokull i tam spędzamy kolejne cztery godziny. Tu już są tłumy i zorganizowane wycieczki. My staramy się iść jakoś z boku, przy czym pogoda się zmienia. Zaczyna padać najpierw deszcz, potem śnieg.
Kolejny dzień to dłuższa trasa, w stronę krateru, gejzerów, słynnych wodospadów, przejeżdżając Thingvellir. Park leży w dolinie ryftowej , która wyznacza grzbiet Grzbietu Śródatlantyckiego i granicę między płytami tektonicznymi Ameryki Północnej i Eurazji.
Zmierzamy do Grundarfjordur podwodnym 6-kilometrowym tunelem. Przez kolejne dwa dni robimy tam sobie wycieczki wokół półwyspu Snaefellsnes. Wieje niemiłosiernie, jest minus 7, a wiatr jeszcze dokłada swoje. Trudno wyjść z auta, a aura zmienia się, raz słońce, raz śnieg. Świat tańczy w świetle, góry pokazują swoje szczyty tylko na moment, by zaraz znów się przed nami ukryć. Zamarznięte wodospady, potężne fale, urwiska, gdzieniegdzie tylko falujące w wodzie edredony.
W Grundarfjordur śpimy w domku przylepionym do góry z 1927 roku. Domek z historią. Rano budzi nas cudny wschód słońca. Nadal wieje i jest zimnica.
Wracamy do Reykjaviku przepiękną trasą wśród ośnieżonych gór i zatok.
Wkrótce koniec naszej podróży, pełnej wrażeń, zdarzeń, zapierających dech w piersiach widoków, mroźnego wiatru, smagania raz promieniami słońca, raz ostrym powietrzem.
Zapamiętamy te widoki na długo…będą nam towarzyszyć w zdjęciach i wspomnieniach, w zapiskach. Bo tu tylko telegraficzny skrót.
Natura ma w sobie potęgę, którą trudno czasem ubrać w słowa.
Może nawet nie należy…
Tymczasem świętowaniom nie ma końca! Wczoraj Dzień Kobiet, a to także dla mnie rocznica obrony pracy doktorskiej i rocznica założenia firmy:)
A dziś świętuję prawdziwy jubileusz: dwusetny wpis na blogu!
Co czwartek, poza wakacjami, pojawia się tu tekst. Dotyczy różnych tematów, których wspólnym mianownikiem jest dobrostan, dobre życie, życie pełne sensu.
Są więc i teksty o byciu kobietą – tu, o rodzicielstwie – np. tu i tu, o naszych wyprawach i wizytach w Kambodży – np. tu, w Chinach, w szkole na Islandii, w szkole na Hvarze, wizycie w Paryżu, o wizytach w lesie – np. tu, o dobrostanie, o szczęściu w szkole i Tygodniu Szczęścia w Szkole, o uważności, o rozmowach o szczęściu, o warsztatach astrofotografii, o wypuszczaniu z rąk – tu i tu, o czasach zarazy – np. tu, o mojej książce – tu.
To tylko przykłady spośród 200 tekstów o byciu tu i teraz, smakowaniu natury z wszystkimi jej kolorami, poznawaniu świata i ludzi. O myśleniu, działaniu i odczuwaniu.
Zapraszam Cię do lektury i celebrowania dziś ze mną:)































Komentarze(0):